Biegłem wielkimi susami ciesząc pysk, gdyż zgubiłem straże. Spojrzałem na ukradzione kolczyki Hermesa mojego ojca i jego bransoletkę z Piorunem Zeusa. Nie patrzyłem gdzie biegnę i jak biegnę, ważne aby być jak najdalej mojej watahy. Miałem dosyć tych wilków, zero w nich wigoru. Naglę podetknąłem się o wystający korzeń i stoczyłem się z wzgórza, przy okazji wpadając na jakąś waderę. Kiedy się zatrzymaliśmy zepchnęła mnie z siebie.
- Co ty robisz?! - wrzasnęła.
- Przepraszam, potknąłem się - powiedziałem ze skruchą.
Westchnęła w odpowiedzi. Patrzyłem na nią jak w malowany obrazek. Minęła tak spora chwila.
- Co cię sprowadzą w te tereny? - spytała zainteresowana.
- Hm... Ciekawość - uśmiechnąłem się.
- Ile już tak wędrujesz? - chciała wiedzieć więcej.
- Miesiąc? - skłamałem.
- Um długo - stwierdziła.
- Może odpoczniesz w watasze? - zaproponowała.
Hm... Mogę się zatrzymać przynajmniej będę miał schron na jakiś czas.
- Ymm, dobrze - wyszczerzyłem zęby.
- To chodź oprowadzę cię -również się uśmiechnęła.
To miło z jej strony. Nigdy nie poznałem tak uprzejmego wilka.
(Mixi?)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz