Przyciskałem szyję wadery do ziemi. Czułem wyraźny zapach krwi zarówno mojej jak i jej. Był tak cudowny! Tak dawno już miałem okazję...! Pochyliłam pysk i nie zważając na głuche skomlenie wadery polizałem ją po zakrwawionym policzku. Schowałem czerwony od krwi język do pyska i poczekałem, aż delikatny smak rozpłynie się po mojej paszczy.
- Słodka - stwierdziłem z delikatnym uśmiechem - Już prawie zapomniałem tego smaku.
Przez moją przyćmioną świeżą krwią świadomość przedostał się głośny krzyk:
- ...tchórz!!
Spojrzałem na wykrzywioną gniewem twarz wadery i wykrzywiłem się paskudnie.
- Szkoda, że nie skorzystałaś z mojej pierwszej propozycji. Na pewno polubiłabyś Mixi, jest całkiem sympatyczna, ale skoro postanowiłaś do niej nie iść to pójdziemy do mnie.
Uniosłem łeb i zawyłem donośnie. Głuchy dźwięk przetoczył się przez las jak huk pioruna. Przez chwilę po tym zapadła cisza, potem zaś szelest miękkich łap oznajmił przybycie wsparcia. Z ciemności wyłoniło się ośmioro czerwonych oczu.
- Widzę, że poczułeś krew, bracie - uśmiechnąłem się krzywo do Alucarda - Cóż, jak tylko wrócimy do bazy odwdzięczę się za pomoc.
- Najpierw musisz ją związać, a potem pomyślimy o przenoszeniu jej gdziekolwiek
Skinąłem głową. Krew na ciele wadery poruszyła się niespodziewanie i tworząc szerokie strugi owinęła wokół jej łap ciasno i zastygła. Wiedziałem, że nie puści, moja krew jest bardzo wytrzymała.
- Gotowe - zszedłem z wadery
- Co wy chcecie ze mną zrobić? - warknęła wadera
Nie przestawałem się uśmiechać, jak zawsze, choć teraz to nie był bynajmniej przyjemny uśmiech kronikarza. Wreszcie mogłem być sobą.
Nie odpowiedziałem. Podrzuciłem sobie waderę na grzbiet, a Alucard zrobił to samo z drugiej strony. Ruszyliśmy równym krokiem w kierunku bazy. Już pięć minut później byliśmy na miejscu. Otworzyłem przejście w skale i znaleźliśmy się w naszym domu: jaskini pełnej niedobitków po wojnie, pełnej potworów...
(Sombra?)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz