20 lutego 2015

Od Korso do Arii

Biegłem ile sił w łapach w kierunku mojej nory. Na swoim grzbiecie miałem zmarzniętą i nieprzytomną Arię, a każda sekunda dłużej na tym mrozie... Nie chciałem nawet o tym myśleć.

Gdy tylko wyciągnąłem ją z rzeki, przystąpiłem do reanimacji. Ze skutkiem, jednak nie przywróciłem jej świadomości. Była cała mokra, a powietrze wokół nas biło mrozem. Aria błyskawicznie traciła ciepło. Musiałem ją ogrzać, jednak nie było jak rozpalić ogniska. Przy tym wietrze... A jak na złość moim żywiołem jest akurat lód. Mógłbym poszukać pierwszej lepszej jaskini i tam próbować, ale nim bym znalazł... Najrozsądniejszą opcją było pobiec z nią do mojej nory. Tam mogę spokojnie myśleć o ogniu, a na dodatek mam pod łapą zioła.

Powoli zaczynałem tracić siły, ale mimo to z jeszcze większą zapalczywością biegłem przez las. Nie było już daleko.
- Jeszcze kawałeczek... Ario, trzymaj się...
Zatrzymałem się przed norą. Momentalnie zesztywniały mi kończyny, jednak wiedziałem, że to nie pora na odpoczynek. Przezwyciężyłem własny organizm i wszedłem z Arią na plecach do środka. Ułożyłem ją na moim legowisku, rozpaliłem palenisko i poszedłem po zioła.
- Coś na przeziębienie... na rozluźnienie zatok... na odporność...
Przez myśl przemknął mi pomysł zrobienia grzańca, jednak szybko go odrzuciłem. Grzane wino dawało tylko poczucie ciepła. W ten sposób można łatwo wychłodzić się na śmierć, nawet tego nie czując...
Zacząłem gotować wodę na moim drugim, małym kuchennym ognisku. Gdy byłem już pewien, że zrobiłem co należy, zacząłem czekać, aż Aria się obudzi. Wtedy zmęczenie dało o sobie znać. Moje łapy mnie oszukały, a ja upadłem na ziemię. Nie miałem już sił wstać, więc tylko leżałem.
Całą moją wolę skupiłem na tym, żeby nie zasnąć...
(Ario? Woda na herbatę gotowa ^^)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz