26 lutego 2015

Od Vincenta do Dalii

Czułem się okropnie. Byłem zepchnięty w najgłębsze pokłady świadomości i nie mogłem nic z tym zrobić wiedząc, że on sieje spustoszenie.
- Wypuść mnie! - wydarłem się. Jak zwykle brak odpowiedzi.
Biega za mną debil. Z trudem powstrzymywałem śmiech. Chyba naprawdę jest idiotą jeśli myśli, że mnie złapie. W pewnym momencie po prostu się zatrzymałem wyciągając wydłużone pazury, a stwór nie mogąc wyhamować nadział się na nie.
- Idiota - powiedziałem do mutanta przebitego na wylot. Już myślałem, że skonał, ale ten jakimś cudem wyciągnął 'łapę' i rozorał mi pazurami pysk. Poczułem na nim ciepłą krew. Zrzuciłem mutanta z pazurów i wycofałem się do podświadomości pozwalając Vincentowi wrócić.
Wypuścił mnie! Rozejrzałem się zdezorientowany dookoła i dostrzegłem martwego mutanta. W tym momencie na moją łapę coś kapnęło. Była to krew. Moja własna. Miałem pysk cały przeorany pazurami tego mutanta.
(Dalia? P.S. Biały - Vincent, Niebieski - Druga forma)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz