27 lutego 2015

Od Korso do Arii

- Ale... Ario, o czym ty mówisz? Nie żartuj! 
Wadera opuściła łeb i pokręciła nim. 
- Ta rozmowa do niczego nie prowadzi. Dziękuję za gościnę. 
Odwróciła się i ruszyła w kierunku wyjścia. Poderwałem się z ziemi i zaraz za nią skoczyłem. Mój organizm jednak nie chciał jeszcze współpracować. Łapy ugięły się pode mną, a ja upadłem. 
- Proszę... Nie odchodź... - jęknąłem. 
Zatrzymała się. 
- Czemu ci tak zależy? 
- Bo jesteś moją przyjaciółką... 
Aria głęboko westchnęła, zamiotła ogonem i usiadła na legowisku. 
- Nie wiem, dlaczego wierzę twoim słowom. Bardziej jednak ufam sobie, więc przekonaj mnie że warto poświęcić ci trochę mojego czasu. 
W moim sercu zapłonęła nadzieja. Podpełzłem na swoje miejsce przy ognisku. 
- Zrobiłem herbatę. Wypij, to na przeziębienie. 
- Nie jestem przeziębiona - pociągnęła nosem - Czas leci, spiesz się. 
- Wpadłaś do rzeki. Proszę, zrób choć parę łyków. 
Wadera spojrzała na mnie spode łba, ale wzięła kubek i spróbowała. Szybko całą wysiorbała i oddała mi naczynie. 
- Dziękuję - burknęła z dumą. 
- Proszę, w kociołku jest więcej. Wybacz, że ci nie podam, ale w moim stanie tylko bym porozlewał. 
- Targałeś mnie przez cały las? - zapytała, dyskretnie zmniejszając dystans dzielący ją od herbaty. 
- Mniej więcej. Jak się czujesz? 
- Dobrze, dziękuję. 
- Nie odczuwasz żadnego ucisku w gardle? 
- Kończy ci się czas. Chcesz go w ten sposób zmarnować? 
- Twoje zdrowie jest ważniejsze. Jeśli ceną za twe życie jest nasza przyjaźń... Jestem gotowy cierpieć. 
(Ario? Przez Ciebie Korso jest smutny :c)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz