25 lutego 2015

Od Korso do Doctora

- Co? Jaka wojna?
- Na tych ziemiach dawno temu... - zaczął Doctor, ale przerwał mu czyjś wrzask. Prawdopodobnie agonalny. Mixi i reszta towarzystwa gdzieś zniknęli, ale nim zdążyłem się za nimi rozejrzeć, Doctor szarpnął mnie za ogon.
- Co się...
- Musimy stąd uciekać! Szybko, do TARDIS!
W biegu pokonaliśmy całą drogę do niebieskiej budki. Gdy dotarliśmy, basior podbiegł do drzwi i szarpnął mocno. Na nic to jednak.
- Nie teraz! - jęknął.
- Co jest? - zapytałem przerażony.
- Poniewczasie zabezpieczyła się przed tym miejscem. Dobrze, że mam śrubokręt, zaraz ją otworzę.
Usłyszałem brzęk zabawki Doctora, zamigotało niebieskie światło i...
Coś uderzyło. Spojrzałem na przyjaciela, ale on dalej majstrował przy budce. Im dłużej tu jesteśmy, tym większa jest...
Ktoś tu szedł. Wyraźnie słyszałem kroki. Krzyknąłem do Doctora; bez odpowiedzi. Cofnąłem się parę kroków.
- Pośpiesz się... - przebiło się przez moje ściśnięte gardło.
Cokolwiek nadchodziło, było już blisko. Jeszcze chwila, może dwie i...
Drzwi TARDIS szczęknęły.
- Wskakuj! - zawołał basior.
Nie trzeba mi było powtarzać. Wleciałem za nim do budki, wychyliłem się, by zamknąć drzwi... i wtedy ją zobaczyłem. Stała na polanie. Duża, czarna. Z jej jedynego, złotego oka biła jakaś moc. Poczułem to dotkliwie, bo ledwo ustałem na łapach,
Trzasnąłem drzwiami. W tym samym momencie TARDIS zakołysała się, a mój towarzysz głośno odetchnął.
- Doctorze? - zapytałem - Co się właśnie stało? - zapytałem.
- Przylecieliśmy w miejsce, którego nigdy nie powinniśmy odwiedzać. Ta wizyta mogła nas wiele kosztować.
Nagle znów coś zakołysało, gruchnęło; basior doskoczył do panelu wehikułu.
- Nie opuściliśmy jeszcze tej wojny! Ona najwyraźniej nie chce nas wypuścić, musimy się przebić!
Nie odpowiedziałem, bo właśnie toczyłem się po metalowym podeście. Zatrzymała mnie dopiero poręcz.
Leć ze mną, mówił. Będzie fajnie, mówił.
Spróbowałem się podnieść, ale znów coś szarpnęło. Objąłem z całej siły jedną z rur i zamknąłem oczy. Mych uszu dobiegł krzyk pełen złości i zaangażowania.
A mogliśmy po prostu pójść na herbatę.
(Doctorze? Matko, ile ja daję wielokropków...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz