Dzień jak co dzień. Obudziłam się w jednym z nowszych bloków. Niedawno jacyś ludzie wystawili to mieszkanie na sprzedaż i nikt jak na razie tu nie przychodzi. Parter i brak kamer wewnątrz i zewnątrz budynku też się chwali.
Wstałam i założyłam kremową sukienkę w granatowe grochy, którą wczoraj wieczorem położyłam na drewnianym krześle w przestronnej sypialni. Full wypas. Przeszłam do kuchni i wyciągnęłam z aluminiowego chlebaka kawałek kajzerki.
- Meh, sucha...
Jeszcze tylko do łazienki i na miasto. Czas załatwić sobie jakieś buty, bo zaczyna się robić chłodno.
Dwie przecznice dalej jest jakaś galeria, więc ją odwiedziłam. Nie obyło się bez biegania, ale cóż, takie życie.
Weszłam do martens'a, bo chyba jako jedyny ze sklepów nie miał czujników przy wyjściu. Złapałam czarne kozaki i schowałam się za jedną z półek. Szybko oderwałam wszystkie metki, wcisnęłam je do innych butów, założyłam kozaki i jakby nigdy nic oglądałam dalej prezentowane na wystawie produkty. Po kilku chwilach wyszłam. Dziwne, za zwyczaj zwracają uwagę na to, że przychodzi się w innych butach albo bez nich. No cóż, ich strata.
Wyszłam z centrum handlowego i poszłam jeszcze w jedno miejsce.
- En, jak miło, że do nas zawitałaś! - odezwał się jeden z facetów.
- Mason, potrzebuję informacji. Jack mówił, że mają mi mieszkanie sprzedać.
- A, tak racja. JACK!
Zza ściany w rozwalonym bliźniaku wyszedł przysadzisty mężczyzna.
- Mała! Miło cię znowu widzieć skarbie. Czego ci potrzeba?
- Słyszałam, że masz info od właścicieli wynajmu. Co wiesz?
- Ah, o to chodzi. Wiesz, że cię uwielbiam, ale nie rozdaję informacji na prawo i lewo za darmo, tym bardziej, że ci na nich zależy.
- Słuchaj! Wiesz, że nic nie mam! Potrzebuję wiedzieć, żeby na czas się stamtąd zmyć! Nie mogę trafić do więzienia!
- Skarbie, ciebie najwyżej wsadzą do poprawczaka albo dadzą ci rodzinę zastępczą i kuratora. Lub dom dziecka w co wątpię. Zaraz kończysz osiemnaście lat En. Musisz się ogarnąć. Mogę ci pomóc znaleźć robotę.
- Nie chcę żadnej roboty. Chcę tylko wiedzieć kiedy wprowadzają się nowi właściciele.
- Dobrze Mała. Ale to jest ostatni raz kiedy udzielam ci informacji za darmo.
- Dziękuję. I nie oszukuj się. Przecież oboje wiemy, że to nie jest ostatni raz - uśmiechnęłam się i poklepałam staruszka po ramieniu - a teraz gadaj.
- Masz jeszcze tydzień. Małżeństwo z dwójką dzieci przyjeżdża czwartego stycznia.
- Ok. Jeszcze raz dzięki. Trzymajcie się!
Już chciałam wyjść kiedy drogę zagrodził mi jakiś młody, bardzo wysoki chłopak, którego nie znałam.
- En, poznaj Mike'a. To nasz nowy wspólnik. Ja za kilka dni wyjeżdżam, więc to on będzie twoim informatorem.
- A-ahha...
Lekko się odsunęłam i wybiegłam na dwór. To nie na moje nerwy.
Jeszcze tydzień. Do tego czasu trzeba będzie ogarnąć coś nowego. Ławka w parku nie wchodzi w grę, bo jest już za zimno.
Idąc ulicą poczułam znajomy, choć bardzo rzadko wyczuwany przeze mnie zapach. Wilczy gen. W tej okolicy nie spotykam się z nim często. Poszłam za wonią, ciągnięta ciekawością. Już od kilku miesięcy nie spotkałam, żadnego wilka, a jeśli już, to nie był przyjaźnie nastawiony.
Weszłam w ciemniejszy zaułek, w którym było wejście do pub'u. Otworzyłam drzwi zza których wyleciała dusząca chmura dymu papierosowego.
- Fu. Nie wchodzę tam.
Zawróciłam i miałam już zrobić pierwszy krok w stronę ulicy kiedy przede mną stanął adresat wilczej woni.
(Ktoś?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz