23 grudnia 2015

Od Mitsuki - M&K: "Dialog"

Mitsuki&Korso
Część druga: "Dialog"


- Widzisz te drzwi? - wskazał. 
- Tak. Co z nimi? 
- Wyjdź. 
Otworzyłam szeroko oczy. 
- O co ci chodzi? 
- Wyjdź. W tym momencie. 
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Pełna zdziwienia usłuchałam.
Drzwi wskazane przez Korso prowadziły na balkon. Był on niewielki, ale potulny. Balustrada wykonana była z wygładzonego, jasnego drewna, przy niej stał mały kredensik z porcelanową zastawą, zaś na środku znajdował się stoliczek z hebanu. Z pozostawionej pojedynczej zdobionej filiżanki unosiła się jeszcze para, choć w niej samej niewiele już zostało.
Korso stanął za mną.
- Widzisz, bardzo lubię tu przebywać. Zawsze, gdy tu przychodzę, bierze mnie na rozmyślanie. Uklęknij przed stoliczkiem.
Gdy przysiadłem, wskazał palcem widoczny stąd szyld herbaciarni.
- Zmruż oczy.
Usłuchałam i nagle zrozumiałam, o co mu chodziło. Gdy przymknęło się powieki, w szyldzie można było ujrzeć doskonałe odbicie drogi, którą przybiegłam do budynku.
- To jest... genialne - powiedziałam z uznaniem.
- Odrobina fizyki, odpowiedni materiał i kąt... Zasługa Hoinkasa.
- Wiedziałaś, że tu przybyłam.
- Raczej "widziałem".
- Więc pewnie wiesz też, co się stało z moimi śladami.
- Oczywiście.
- Więc?
Korso uśmiechnął się.
- Magia.
- To wiem. Ale od kiedy posiadasz takie zdolności?
- Od zawsze. Nie zrobiłem niczego nowego. Kiedy usłyszałem pościg przesunąłem lodem po powierzchni, żeby to w miarę zrównać...
- Dziękuję.
- Drobiazg. Przecież wszyscy trzymamy się razem - oparł się o framugę - Za co cię gonili?
Czekałam na to pytanie.
- Za różę.

***

- Za różę? - zapytałem.
Dziewczyna uśmiechnęła się i podciągnęła koszulkę.
Moim oczom ukazało się jej piękne ciało, przyzdobione całkiem zgrabnymi, upiętymi w czerwonym staniku piersiami... a także różą.
Na jej prawym boku znajdował się tatuaż przedstawiący właśnie ją. Łodyga wypływała jeszcze spod uda i pięła się w górę, opływając żebra czerwonymi płatkami. Wykonany był niezwykle dokładnie, z wielką precyzją. Dzieło sztuki.
No właśnie. Sztuki.
- Piękne. Musiał to robić prawdziwy mistrz.
- Nie opieprzysz mnie? - zaśmiała się opuszczając koszulkę.
- Raczej mnie zastanawia, skąd nasi goście o nim wiedzieli?
Mitsuki skrzywiła się.
- Jeden z tych gnoji chciał sobie na za dużo pozwolić.
- Prostak - rzuciłem.
Nastała chwila niepewnego milczenia. "Świetnie" pomyślałem. "Znowu nie wiem, jak podtrzymać rozmowę. Z nią nigdy nie  miałem z tym problemu... Z nią..."
Poczułem, jak coś kuje mnie w serce. Znów o tym pomyślałem.
Podszedłem do balustrady i oparłem się o nią.
- Jak wiele może się zmienić, gdy człowiek na chwilę odwróci wzrok... - westchnąłem.
- Co masz na myśli?
- Gdy zamykałem oczy, byłem w miejscu, które było mi tak bliskie... Gdy je otworzyłem, nic już nie przypominało mojego domu...
Zostały tylko bliskie mi osoby, który teraz, wydaje mi się, nawet nie znam.
Nie skomentowała. Ciągnąłem więc dalej.
- Gdzie więc się znalazłem? W świecie, w którym wszyscy chcą śmierci moich przyjaciół. W świecie, w którym chcą mnie zabić przez wzgląd na moją rasę. W świecie, w którym zetną mnie za... piosenkę.
Pytam więc: jak mam się w tej sytuacji zachować? Czy mam wydać przyjaciół, wyrzec się tego, kim jestem i zaszyć sobie usta? A może mam dać się zabić? Czy mam jakieś inne wyjście? Jak mam przetrwać w świecie wroga?
- Wymordować go.
Chłodny to głosu Mitsuki wyrwał mnie z uniesienia.
Powiedziała dokładnie to, do czego  zmierzałem. Postanowiłem jednak zagrać z nią w pewną grę. Odwróciłem się do niej.
- Wymordować? Bo co? Bo będziemy wtedy bezpieczni? To nie jest dobre. Czy nie lepiej jakoś się przystosować?
- Zabicie ich nie da nam bezpieczeństwa, lecz wypełnienie zemsty. Czy dyskryminacja rasistów jest rasizmem?
- Zemsta? Vendetta nigdy nie jest rozwiązaniem... Czemu nie wybaczyć?
- Czy wybaczysz, gdy zabiją twoją rodzinę?
Chłód bił z jej oczu. "Ha, two can play this game!" pomyślałem. "Wie jak uderzyć!"
- Czy nie możemy przemówić im do roządku?
- Nienawiść nie pojmuje rozsądku.
- Więc co zrozumieją?
- Strach i ból.
- To posili nienawiść
- Dlatego musimy ich zabić.
Wszystko rozumiała. Za każdym razem odpowiadała tak, jak sam bym to zrobił. Nadawała się.
- Mitsuki, jesteś naprawdę mądrą dziewczyną! - zaśmiałem się radośnie - Nic się nie zmieniłaś... Zechciałabyś może mi pomóc?
- Przedstaw mi plan. 
Osłupiałem. 
- Skąd... Ha ha, jesteś naprawdę genialna! - popadłem ponownie w śmiech -  Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz! Chodź za mną - zawołałem i minąłem ją, ruszając w kierunku kuchni.


***

Stałam oparta o framugę, przyglądając się, jak Korso krząta się, przegrzebując różne szafki.
- Gdzie ja to wsadziłem... No proszę, najprostsza na świecie, a ja musiałem... jest!
Triumfalnie uniósł do góry jakiś ceramiczny słoik. Popatrzył na mnie uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Lubisz miód? - spytał.
- Może być - odparłam.
- A jaki chcesz?
- A jakie masz?
- Jaki zechcesz.
- Eee...
- Czyli spadziowy. Ok!
I wrócił do skakania po kuchni.

Było w tym coś zgoła niezwykłego.
Od czasu, gdy zakończyła się Wyprawa, zachowanie Korso zaczęło zmieniać się diametralnie. Był bardziej rozmowny, ale sprawiał wrażenie momentami odległego. Z dnia na dzień markotniał, aż w końcu zniknął na kilka dni. Gdy wrócił, wydawał się już całkowicie nieobecny. To trwało do momentu, aż wszystko w Watasze się zmieniło. Wtedy... w jakiejś części powrócił. Ale większość czasu spędzał na... spaniu. Wszystko działo się wokół niego, a on tylko spał. A potem nagle się "przebudził". Zaczął nad czymś pracować. Nim się obejrzałam na spotkaniach Watahy ucichło jego pochrapywanie, powstała herbaciarnia, a on sam... cichy, odległy, coś rozpamiętywający. Już tylko nieśmiałości mu brakowało, bym stwierdziła, że to ten sam Korso za jego pierwszych dni w Watasze. A teraz... nie potrafiłam go rozgryźć. Jakby miał schizofrenię, huśtawki nastrojów i okres jednocześnie.

Taca z czajnikiem i czarkami. wylądowała na stole przede mną.
S'il vous plaît. - powiedział nalewając mi herbaty.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się i uniosłam czarkę. Słodkawy zapach połechtał moje nozdrza.
Upiłam łyczek i spojrzałam na Korso.
- Jak ci smakuje?
- Sama nie wiem... Nie mogę tak szybko oceniać... Do tego potrzebowałabym... przynajmniej całego dzbanka.
Zaśmiał się. Herbata była dobra. Nic więcej jednak nie umiałam powiedzieć. Nigdy się jakoś szczególnie na nich nie znałam i każda jedna była dla mnie podobna do drugiej. Nawet jeśli podałby mi jakieś tygodniowe fusy, pewnie zbytnio bym się tym nie przejęła. Zawsze preferowałam kawę.
Podczas gdy ja dopijałam swoją czarkę, Korso grzebał coś przy dzbanku. Przyglądał się mu, jakby widział go pierwszy raz w życiu. A przecież powinien znać go już prawie na pamięć...? 

W końcu przerwałam tą drętwą ciszę: 
- Co więc chcesz zrobić? 
Nie podnosząc wzroku odpowiedział: 
- Planuję zamach. 
- Tego się domyśliłam. Ale coś konkretniej...? 
Spojrzał na mnie. W jego oczach błyskały się iskierki. 
- Chcę wysadzić Wieżowiec Gospodarczy. 
Przewróciłam oczami. 
- Czemu Wy, chłopcy, chcecie się zawsze tak pokazywać. Nie ma szans. Wybierz sobie coś mniejszego. 
- Nie ma mowy. Żaden inny cel nie jest na tyle ważny. A nawet jeśli, to jest poza moje możliwości. Wolę zaatakować najmniej ważny z ważnych, niż najważniejszy z nieważnych. Poza tym - machnął ręką - mam już gotowy plan. 
- Rozumiem, że jesteś ambitny, ale bez przesady. To nie ma prawa wypalić. 
- Ranisz moją dumę - zrobił urażoną minę - To ja się napracowałem nad tym tak długo, a teraz ty mi takie rzeczy mówisz... No wiesz co... 
Nachyliłam się nad stołem w jego kierunku. 
 - Więc chcesz mi powiedzieć, że dysponując siłami dwóch wilków, chcesz się dostać z ładunkami wybuchowymi do jednego z najlepiej chronionych budynków w całym kraju, chcesz go wysadzić w powietrze, uciec i spokojnie nie ponieść żadnych konsekwencji? 
Korso uśmiechnął się, podnosząc czarkę do ust. 
- Dokładnie tak. Co może się nie udać. 
- Nie każ mi wymieniać - jęknęłam. 
Westchnął, sięgnął po czajnik i nalał mi herbaty.  
- Ech, swoim niedowiarstwem zawstydziłabyś niejednego ateistę. Mam nadzieję, że w przeciwieństwie do nich, gdy zobaczysz dowody, uwierzysz? 
- Pokaż mi, a zobaczymy - odpowiedziałam.  
Wstał z szerokim uśmiechem. 
- Chodź więc za mną. 

(Pozdrawiam mamę. Kolejna część, mam nadzieję, niebawem :p)

1 komentarz:

  1. To tego, wesołych świąt :D

    (wiem, że robię najwspanialsze prezenty na święta)

    OdpowiedzUsuń