29 grudnia 2015

Od Ashury cd. Alexandra

Altana, do której zaprowadził mnie Alexander prezentowała się naprawdę pięknie. Okrągła, zbudowana z białych desek stała w zacienionej części parku. Porośnięta w niektórych miejscach zielonymi pnączami. Dookoła zasłonięta była licznymi krzaczkami oraz kwiatami. Całość została podświetlona małymi lampkami umiejscowionymi w ziemi dzięki czemu wieczorem wszystko wydawało się zmieniać barwy. Nikt nie kręcił się po okolicy. Altana okazała się być idealną kryjówką. Stanęliśmy na jej środku. Mimo zachwycającego wyglądu nie mieliśmy czasu się nią zachwycać. Były tam dwie białe ławki oraz gliniane wazony z kwiatami. Przysiadłam na jednej z ław. Odetchnęłam ciężko. 
- To się wpakowaliśmy – stwierdził wściekły Alexander.
Zapadła cisza, słychać było jedynie nasze zmęczone oddechy. Oparłam się od oparcie i głośno wypuściłam powietrze. Alex schował twarz w dłonie. 
- Zabrałaś tą kartkę? - zapytał po chwili.
- Chodzi o tą? – odparłam wyciągając z kieszeni pomięty kawałek papieru. 
- Tak. Gdyby dostali te kartkę od razu wiedzieli by kim jestem – wziął ode mnie papier – to co teraz?- dodał chwile później.
- Altanka wydaje się być bezpiecznym miejscem, ale raczej tu reszty życia nie spędzimy – powiedziałam nie ukrywając zirytowania. Nie chciałam, żeby oddawał kryształy, ale jego wybór. Uśmiechnęłam się pod nosem - wiesz, ja mam swoje sposoby, zniknę na jakiś czas dopóki sprawa nie przycichnie. Nie wiem jak ty – po trochu miałam już dość na siłę udawania takiej spokojnej i miłej. 
Chłopak rzucił mi nienawistne spojrzenie. 
- Czyli co? Od tak mnie zostawisz? Jak gdyby nigdy nic sobie pójdziesz? O nie, nie licz na to – powiedział podniesionym głosem. Na jego twarzy pojawiły się wypieki.
- Pf, otworze jeden z moich portali i już mnie tu nie będzie, nawet nie zauważysz. 
Alexander nerwowo zaczął pocierać ręce i przyglądać mi się uważnie. Atmosfera się zagęściła. Teraz to już nie były przelewki, prawdopodobnie zostaliśmy uznani za złodziei i będziemy mieć na karku policję. Chłopak spojrzał w rozgwieżdżone niebo. Powoli się uspokoił.
- Uciekanie nic tu nie da. Oboje jesteśmy w to zamieszani i ty, i ja - powiedział powoli – może da się to rozwiązać jakoś pokojowo? Poza tym, uważam że to również twoja wina.
- MOJA? Odbiło ci, czym ci człowieku zawiniłam? – krzyknęłam zaskoczona. 
(Alexander?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz