27 grudnia 2015

Od Chizuru cd. Narcyzy

- Strzelam focha. - Oznajmiłam i udałam się pod najbliższą ścianę. Niech wiedzą, że do szczęścia ich nie potrzebuje. One najwyraźniej nawet nie zwrócił uwagi na mój akt buntu, bo dalej se gadały jak gdyby nic. - Dobrze mi tu bez was. - Krzyknęłam tak, aby na pewno usłyszały. Niech wiedzą, że się bawię znakomicie. Kopnęłam jakiś kamień, który przeturał się kilka metrów i zatrzymał. Gdzie ja w ogóle jestem?! Rozejrzałam się. Po prawo budynek, po lewo budynek, z przodu uliczka, z tyłu ta wredna kwiaciarnia i Erna. Zdecydowanie się zgubiłam, nie mam pieniędzy ani właściwie niczego...  - Kwiatek! Mogę u ciebie przenocować? - Spytałam zaczynając iść w ich stronę. Jakżeby inaczej powiedziałam to na tyle głośno, by każda z przechodzących koło nas osób to usłyszała. Oczywiście również nie zwracałam uwagi na fakt, że przerwałam im dyskusję.
- Nie. - Kwiaciarnia mnie nie polubiła. Co wredny chwast. A żeby mszyce dostała.
- No ładnie proszę... Tylko jedną noc się przekimam! - Złożyłam rece w błagalnym geście.
- Powiedziałam, że nie. - Chyba chciała mnie kopnąć...  Znów...  No w każdym razie chciała, bo jej nie pykło. Na szczęście.
- Sztop. Po co tyle agresji? Masz problemy emocjonalne? Chodźmy do twojego domu zrobisz herbatę i pogadamy o tym. - Chyba powoli zaczynała mieć powyżej uszu tej rozmowy.
- Daj już... Co ty wyprawiasz?! - A zareagowała tak, bo właśnie użyłam kajdanek, które jakiś cudem znałam w kieszeni. Spięłam jej rękę i moją.  Przynajmniej się mnie tak łatwo nie pozbędzie.
- Jesteśmy jednością. To jak mogę się u ciebie przekimać? - Cały czas głupi uśmiech nie schodził mi z twarzy, przez co chyba Narcyza coraz bardziej traciła wiarę w ludzkość.
- Gdzie masz kluczyk? - Spytała, próbując ściągnąć kajdanki ze swojej ręki jednak jej wysiłek był daremny.
- Kluczyk? Nie mam. - I przy tych słowach prawie straciłam najcenniejszą dla mnie rzecz. Twarz! Gdyby się nie uchyliła było by nie fajnie. Ona jest serio brutalna ;-; Chciała mnie zabić. Bogu dzięki.... A no tak...  Ja jestem bogiem...  Nie ważne...
- Chwaście nie zabijaj! To nie moja wina! Chociaż...  Może moja, ale daruj życie! - Chyba nadal analizowała fakt nazwania ja chwastem... No wypsnęło mi się.  Jako, że cały czas milczała, zresztą ta druga też przyglądała się całej sytuacji jak głupia. - Wieje chłodem... - I nie było to dwuznaczne stwierdzenie, bo akurat zrobiło się zimno. Nie miałam wyboru musiałam się jej uczepić. Jakoś nocka na ulicy mi się nie marzy!
(Narcyza? Erna?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz