- Mam to - oznajmiłam, z błyskiem w oku. - "Bal w księżnej Zofii". Problem polega na ty, że nie mam pojęcia, gdzie to może być. - Zmarszczyłam brwi.
- Mapa - powiedział Rori i zaczął przeglądać szczegółowy podgląd na wszystkie segmenty Ainelysnrt. Widać przed chwilą ją wymyślił. Teraz wodził po niej palcem, szukając odpowiedniej nazwy.
- Czy to nie tak, że nie możesz wymyślić czegoś, czego nie znasz? - spytałam z zaciekawieniem. Chłopak zastygł na chwilę z palcem gdzieś w dzielnicy czerwonej latarni. Bardzo polegał na swoich umiejętnościach wymyślania. Sytuacja, w której wymyślony przez niego przedmiot okazał się bezużyteczny jakoś nie przyszła mu na myśl.
- Chyba masz rację. - Mapa spłonęła w pojedynczym błysku błękitnego płomienia. - GPS będzie lepszy. Pobierze informacje z sieci.
Na stole pojawiło się małe urządzenie.
- Chyba będziemy musieli się stąd szybko zbierać, namierzą nas, jeśli je włączysz - zauważyłam.
- Ej! I tak nie mamy nic lepszego do roboty! Nie będziemy się to przecież ukrywać przez wieczność. - Rori był nastawiony dość optymistycznie... a może udawał, że tak jest. Włączył urządzenie. Przez chwilę przeglądaliśmy mapę, szukając jakiejś restauracji czy czegoś tego typu. Wreszcie się poddaliśmy. Nie było żadnej wzmianki o niczym takim.
Przez chwilę milczeliśmy. Nie przychodziło mi nic do głowy, jednak niespodziewanie mój towarzysz zaczął przeglądać coś na telefonie.
- Co robisz?
- Może to nazwa własna... czegoś innego?
Pochyliłam się nad blondynem i patrzyłam na przeszukiwane przez niego strony. W pewnej chwili wskazałam na obrazek monochromatycznego kapelusznika.
- Tego widziałam...
- "Bal w księżnej Zofii" to nazwa zakładu psychiatrycznego...
Wpatrywaliśmy się przez chwilę w ekran telefonu. Psychiatryk...?
- Może chodzi o coś innego...? - zasugerowałam, znając jednak odpowiedz na to pytanie. Było bardzo mało prawdopodobne, by coś innego w Ainelysnart nosiło taką nazwę.
- Zawsze chciałem zwiedzić psychiatryk - odpowiedział z uśmiechem Rori. - Idealnie się tam wpasuje!
- Gorzej jak wpasujemy się zbyt idealnie i już nie wyjdziemy - mruknęłam. - W każdym razie myślę, że do rana powinniśmy nieco odpocząć...
***
Poruszanie się po mieście nie było zbyt uciążliwe, szczególnie w wymyślonym przez mego towarzysza stroju. Bardziej przeciętnego nie dało się stworzyć. Zwykłe jeansy, czarny t-shirt, szara bluza z kapturem. Nikt nie zwracał na nas uwagi. Ot kolejni przechodnie. "Niby czemu mieliby na nas zwracać uwagę?" skarciłam siebie w duchu. Od ciągłego myślenia, że ktoś na ciebie czyha można dostać mani prześladowczej, a tego nie chciałam.
"Bal w księżnej Zofii" znajdował się na granicy między Areną 1 a 4, stosunkowo blisko Olimpu, więc dostanie się tam nie sprawiło nam żadnego problemu. Znacznie gorzej było, gdy wreszcie stanęliśmy u bram zaskakująco archaicznego i zniszczonego budynku.
- Jeszcze tylko nietoperze nad wieżyczką i błyskawica w tle - mruknęłam z wisielczym humorem. - Na szczęści na niebie nie ma ani chmurki.
- Pomyśl o tym pozytywnie, jest wiele plusów spotkań w psychiatryku. - Roriemu najwyraźniej humor dopisywał. - Można tam planować obalenie rządu, mówić, że jest się zmartwychwstałą Alphą z przeszłości i mieć wilcze uszy, a i tak nikt nie zwróci na ciebie uwagi!
Pokręciłam z rezygnacją głową i nacisnęłam przycisk, bynajmniej nie archaicznego domofonu.
~ W jakiej sprawie ~
- My do... - zająknęłam się. I co właściwie miałam powiedzieć.
- My na bal do księżnej Zofii - wtrącił mój towarzysz. - Słyszeliśmy, że bywa wesoło i postanowiliśmy wpaść.
Zapadła na chwilę cisza. Teraz to na pewno nas... Brama powoli się uchyliła z cichym zgrzytem. Okeeej...? Ruszyliśmy ścieżka, wiodącą przez zielony trawnik ku wrotom psychiatryka. Nagle ktoś chwycił mnie za dłoń. Gwałtownie się obróciłam, a Rori odskoczył. Na ziemi siedział chudy, patykowaty człowieczek... o długich dłoniach, na długich rękach. Na trzech długich rękach. Wpatrywał się we mnie w milczeniu. Wąchał w powietrzu.
(Rori? XD świry wszędzie! :D )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz