Wziąłem od chłopaka ścierkę i wytarłem nią twarz, z tej czarnej substancji.
- Tak potrzebuje pomocy. - Powiedziałem, sięgając do kieszeni po zegarek, po czym położyłem go na blacie. - To małe ustrojstwo się popsuło, czy dałbyś rade go naprawić?
- Pewnie tak, ale wszystko okaże się, jak zajrzę do środka.
- Dobra, a tak przy okazji idziesz gdzieś na przerwę obiadową?
Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.
- Czemu nie.
Po upływie bliżej nieznanego czasu i po wymianie imionami. Kupili jakieś hamburgery i frytki, i usiedli w ustronnym miejscu.
- Więc ty należysz do Watahy. - Powiedziałem cicho, by tylko on to usłyszał, spojrzał na manie z lekkim zdziwieniem.
- Czyli tak. - Odparłem, widząc jego reakcję.
- A coś się stało? - Zapytał, spoglądając na mnie z zaciekawienie.
- Póki co nie, ale będę potrzebował, w bliskiej przyszłości twojej pomocy, ale do tego mnóstwo czasu. - Podniosłem wzrok, obliczyłem, że musi być już koło szesnastej, więc się podniosłem z ławki i obróciłem w stronę chłopaka.
- Wybacz, ale mam jeszcze parę spraw do załatwienia, więc muszę lecieć.
- A co z zegarkiem?
- Spokojnie, znajdę cię. - Odparłem, ruszając, jednocześnie machając na pożegnanie. Idąc, nieopodal Wieży, zauważyłem, że sporo ludzi na raz wyszło w tym Kaneri. Spotkaliśmy się parę metrów dalej w przyjacielskim uścisku.
- Jak tam po zebraniu?
Zapytałem, niewiele myśląc, ten spojrzała na mnie lekko zaskoczony, ale po chwili cicho się zaśmiał.
- A dziwne, że mnie to zaskoczyło. Zapomniałem o twojej wspaniałej dedukcji. - Powiedział, kładąc swoją lewą rękę na prawym ramieniu.
- Dobrze, będą małe zmiany, w Wieży.
- Serio? - Powiedziałem lekko zaskoczony.
- Tak, w sprawach służby i cos chyba, o jakimś remoncie.
- To niezły ruch będziecie mieć.
- W sumie prawda. - Odparł lekko zakłopotany i drapiąc się po karku, coś mi tu nie grało. Znam go parę lat i wiem kiedy, ta gnida łże, ale nie dałem sobie tego poznać. Spojrzałem na zegar i powiedziałem z muszę iść, gdy się rozstaliśmy, schowałem się w pierwszej lepszej uliczce i użyłem mocy iluzje, podszedłem wystarczająco blisko, by się upewnić, ze kłamał, rozmawiają przez telefon, nie był czujny i wszystko usłyszałem.
- Tak potrzebuje pomocy. - Powiedziałem, sięgając do kieszeni po zegarek, po czym położyłem go na blacie. - To małe ustrojstwo się popsuło, czy dałbyś rade go naprawić?
- Pewnie tak, ale wszystko okaże się, jak zajrzę do środka.
- Dobra, a tak przy okazji idziesz gdzieś na przerwę obiadową?
Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.
- Czemu nie.
Po upływie bliżej nieznanego czasu i po wymianie imionami. Kupili jakieś hamburgery i frytki, i usiedli w ustronnym miejscu.
- Więc ty należysz do Watahy. - Powiedziałem cicho, by tylko on to usłyszał, spojrzał na manie z lekkim zdziwieniem.
- Czyli tak. - Odparłem, widząc jego reakcję.
- A coś się stało? - Zapytał, spoglądając na mnie z zaciekawienie.
- Póki co nie, ale będę potrzebował, w bliskiej przyszłości twojej pomocy, ale do tego mnóstwo czasu. - Podniosłem wzrok, obliczyłem, że musi być już koło szesnastej, więc się podniosłem z ławki i obróciłem w stronę chłopaka.
- Wybacz, ale mam jeszcze parę spraw do załatwienia, więc muszę lecieć.
- A co z zegarkiem?
- Spokojnie, znajdę cię. - Odparłem, ruszając, jednocześnie machając na pożegnanie. Idąc, nieopodal Wieży, zauważyłem, że sporo ludzi na raz wyszło w tym Kaneri. Spotkaliśmy się parę metrów dalej w przyjacielskim uścisku.
- Jak tam po zebraniu?
Zapytałem, niewiele myśląc, ten spojrzała na mnie lekko zaskoczony, ale po chwili cicho się zaśmiał.
- A dziwne, że mnie to zaskoczyło. Zapomniałem o twojej wspaniałej dedukcji. - Powiedział, kładąc swoją lewą rękę na prawym ramieniu.
- Dobrze, będą małe zmiany, w Wieży.
- Serio? - Powiedziałem lekko zaskoczony.
- Tak, w sprawach służby i cos chyba, o jakimś remoncie.
- To niezły ruch będziecie mieć.
- W sumie prawda. - Odparł lekko zakłopotany i drapiąc się po karku, coś mi tu nie grało. Znam go parę lat i wiem kiedy, ta gnida łże, ale nie dałem sobie tego poznać. Spojrzałem na zegar i powiedziałem z muszę iść, gdy się rozstaliśmy, schowałem się w pierwszej lepszej uliczce i użyłem mocy iluzje, podszedłem wystarczająco blisko, by się upewnić, ze kłamał, rozmawiają przez telefon, nie był czujny i wszystko usłyszałem.
(Som?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz