Gdy dotarło do mnie, co się stało, myślenie co zrobić następnie nie zajęło mi długo. Po prostu rzuciłam się na Calię i zrzuciłam ją z kanapy. Trzymając ją za szyję waliłam nią w podłogę z wściekłości.
- Co ty mi podałaś?! - wrzasnęłam. Potem dorzuciłam jeszcze kilka epitetów, których nie zamierzam przytaczać. Potem wszystko działo się zdecydowanie za szybko. Calia otrząsnęła się z początkowego zaskoczenia i już po chwili role się odwróciły. Jakimś cudem to ona trzymała kolana na mojej piersi, a przy mojej szyi trzymała nóż, który nie mam pojęcia skąd wytrzasnęła. Odetchnęłam głęboko kilka razy, przestając wić się jak piskorz, a następnie uniosłam ręce w geście kapitulacji.
- No złaź ze mnie. Już mi przeszło - poleciłam. Cali posłusznie wstała. - przepraszam - burknęłam po chwili niezręcznej ciszy. Wzruszyła ramionami, co uznałam za gest oznaczający wybaczenie. Wzięła z szafki telefon, po czym wystukała coś w notatkach. Podstawiła mi telefon pod noc “Ja też przepraszam” głosił dumnie napis “Naprawdę nie wiedziałam, że tak to się skończy. Przykro mi.” Kiwnęłam głową.
- Co się stało? - spytałam w końcu. Spojrzała na mnie dziwnie, po czym znów zaczęła coś stykać na telefonie. “Podejrzewam, że to skutki uboczne tego czegoś na kaca”
- Nie no serio?! - zapytałam ironicznie - Brawo, Sherlocku. - kobieta nie zwracała uwagi na moje zrzędzenie. Odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju w kierunku kuchni.
- Gdzie idziesz?! - krzyknęłam za nią. - Nie zostaaawiaaaj mniee… - usiadłam na ziemi i miałam ochotę zacząć płakać. Dlaczego spotykają mnie same nieszczęścia? Położyłam dłonie na twarzy, szykując się do dramatycznego szlochu. Jednak nagle moja postawa drastycznie się zmieniła. - Koniec tego jojczenia - postanowiłam. Zamiast zanurzać się w bezdennej odchłani rozpaczy, poklepałam się kilka razy po policzkach; a następnie wstałam i ruszyłam za Calią. Odnalazłam ją w kuchni, gdzie trzymała jakąś karteczkę.
- Co to? - spytałam. Zakreśliła markerem jeden z fragmentów i podała mi kawałek papieru. “Efekty uboczne:” przeczytałam “tymczasowa strata: słuchu, mowy, smaku. Ustępuje zazwyczaj po kilku dniach, jednak jakiekolwiek efekty uboczne występują niezwykle rzadko. W wypadku dłuższego ich występowania zaleca się wizytę u lekarza.” Po przeczytaniu informacji poczułam się jak opuszczają mnie wszystkie siły.
- Idę do lekarza - obwieściłam. - Do widzenia. - Musiałam mieć bardzo zdeterminowaną minę, gdyż Calia nawet nie próbowała mnie zatrzymać. Nałożyłam buty oraz płaszczyk i ruszyłam ku drzwiom. Poczułam jak Ace wciska mi coś w dłoń. Uniosłam rękę, i wyjęłam z niej zwitek papieru. Po rozwinięciu ukazał się napis. “Uważaj na siebie”. Spojrzałam na Calię i kiwnęłam głową.
- Do widzenia - rzuciłam. - Napiszę jak coś się zmieni. - dodałam, po czym wyszłam z jej mieszkania. Nie słyszałam za sobą trzasku drzwi, nie słyszałam szumiącej cicho windy, gdy zjeżdżałam na parter, nie słyszałam słów pozdrowienia, którymi obdarzył mnie mieszkający tam mężczyzna. Zobaczyłam tylko ruch jego ust, a mowa ciała dawała mi znak, że słowa były skierowane do mnie.
- Dzień dobry - rzuciłam, nawet nie siląc się na to, by mój ton brzmiał uprzejmie. Skinęłam mu głową w ramach rekompensaty za brak dobrych manier, a ten pokręcił głową z dezaprobatą. Ruszyłam powoli w kierunku najbliższej kliniki, czy czegokolwiek, co w swoim personelu posiadało lekarzy, lekko (=bardzo) powłócząc nogami. Szłam ze wzrokiem wbitym w ziemię. Oprócz ubrań i pierścienia nie miałam przy sobie praktycznie niczego. A seria niefortunnych zdarzeń już się zaczęła. Pozostało tylko czekać na kolejną tragedię. Nagle poczułam na ustach szmatkę nasączoną jakąś substancją. Po kilkunastu sekundach zamroczyło mnie. Nogi miałam jak z waty. Przestałam się wyrywać i poczułam jak powoli tracę kontakt z rzeczywistością. Zwyzywałam samą siebie w myślach za nieuwagę i głupotę. Czułam że to będzie mój koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz