5 czerwca 2018

Od Lorema cd. Camille

   - Jeszcze się nie domyśliłaś? - spytała, najwyraźniej grając na zwłokę. Jej sytuacja wyglądała na prawdę kiepsko i Lorem rad był, że role się odwróciły i już nie byli zwierzyną.
- Wolę to usłyszeć od ciebie - odpowiedziała Camille, przysłaniając swoim tyłkiem niemal cały świat Lorema. Mężczyzna pomyślał przelotnie, że od tej strony wypada równie korzystnie jak od przodu, po czym szybko wrócił myślami do martwej strefy emocji, okalającej nie-Camille.
- To jest gra - powiedziała wreszcie tamta i umilkła, spuszczając głowę, jakby w smutku. - Ani przez chwilę nie pomyślałaś, że sobowtóry mogą być ludźmi takimi jak ty, którzy też pragną żyć, co? Nie pomyślałaś, że ja też miałabym co innego do roboty, poza gonieniem za tobą i tym twoim chłopakiem?
- Raczej nie myślę o takich rzeczach, gdy próbują mnie zabić - zauważyła Cam. - Wiem, że grasz na zwłokę. Spróbuj jeszcze raz wymigać się od odpowiedzi na moje pytanie, a obudzisz się martwa.
- Nie tylko ja.
  Nagle kręgosłup dziewczyny wyprostował się i nie-Lorem poleciał na towarzyszkę oryginału. Camille odskoczyła, a jasnowłosy od turlał się, by nie zostać przygwożdżonym przez upadające ciało. Zza lecącego truchła wyłoniła się sobowtórka i rzuciła na na dziewczynę. Przez chwilę siłowały się w milczeniu, próbując zyskać przewagę i dobrać się do pistoletu, jednak ich obie były równie silne. Coś musiało przechylić szalę zwycięstwa na stronę którejś z nich. Mężczyzna zaczął czołgać się w kierunku walczących, gdy nagle jedna z Camille potknęła się o wystający kamień i obie runęły na bruk. Huknął wystrzał i Lorem zapadł w chłodny i cichy mrok.

  Dziewczyny zamarły, a nie-Camille roześmiała się szyderczo.
- Rozwaliłaś mu czaszkę! Brawo! - I korzystając z dekoncentracji oryginału, przechyliła broń i ponownie wystrzeliła... tym razem chybiając. Camille gwałtownie puściła pistolet i przywaliła z pięści w twarz tamtej, aż sobowtór upadł do tyłu, wypuszczając pistolet z dłoni. Czarnowłosa chwyciła go i wycelowała w zbierającą się, zamroczoną dziewczynę.
- Gadaj do diaska co tu się wyprawia! - krzyknęła wściekła. - Albo...
  I jakby wpadając na genialny pomysł wystrzeliła w stopę przeciwniczki. Tamta krzyknęła i chwycił się za ranione miejsce. Camille poderwała się z ziemi i zajęła bardziej komfortową pozycję z góry.
- Szybko! - rozkazała, wkładając w to całą moc, jaka jeszcze w niej pozostała.
- Mówiłam. To jest gra - nie-Camille spojrzała z nienawiścią w oczach na oryginał. - Zmusza nas, byśmy dzień w dzień mordowali się wzajemnie. Nie zauważyłaś? Minął już tydzień, a ja nie mogę ciebie dorwać! Za każdym razem. Za każdym. Jednym. Razem. - Zacisnęła zęby, a z jej wargi poleciała strużka srebrzystej mazi. - W ten spsób to nigdy się nie skończy.
- Minął jeden dzień... - powiedziała cicho czarnowłosa. - Ooooo nie nienienienienie. Tak nie będzie! Wciągnęłaś nas w jakąś waloną pętlę czasu, jak w jakimś... - szukała odpowiedniego porównania, jednak w całym tym zamieszaniu wszystkie sensowne uciekły jej z głowy - nieważne! - Kucnęła i przyłożyła lufę do uda przeciwniczki. - Jak. Się. Z. Tego. Wydostać. ?. - wycedziła przez zęby.
  Huknął wystrzał.
  Tym razem było inaczej.
  Tym razem sobowtór miał drugi pistolet. Nie-Camille tylko czekała na ten moment. Była cierpliwa i wreszcie...
  Świat pogrążył się w ciemności, w jasności i ciemności, i wszystko na raz było błękitem, smrodem i gorzkim i Lorem stał na zatłoczonej ulicy Paryża zastanawiając się, skąd się tam wziął. Czuł przeraźliwy ból i zatoczył się jak pijany, odruchowo chwytając za nogę. Czyjeś dłonie podtrzymały go, jednak nie był do końca w stanie rozpoznać, czyje. Nienawidził tak zatłoczonych miejsc jak to.
(Camille? Emm... ja na prawdę nie wiem jak to wyszło, że pół opowiadania pisałam tylko tobą. Soorry XD Chyba zaczynam czerpać satysfakcję z uśmiercania Lorema XD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz