18 czerwca 2018

Od Lorema cd. Camille

    Niemniej postanowił nie tracić dłużej czasu na bezsensowne rozważania. Wstał i powoli ruszył w dalszą drogę. Po kilkugodzinnym marszu cichymi i pustymi drogami, sunącymi między większymi i mniejszymi miasteczkami dotarł do czegoś większego. W tym niezwykłym, porównując do dotychczasowych doświadczeń Lorema, miejscu zdołał dopytać się o dalszą drogę. Udało mu się nawet odnaleźć miejsce, w którym tak jak ostatnio ludzie zalegali z tabliczkami i łapali przejeżdżające samochody. Było tam dość tłoczno, a do sporego terminala przez cały czas wychodzili lub wchodzili ludzie. Natłok emocji sprawiał, że mężczyzna zaczynał czuć zawroty głowy, stojąc w pełnym słońcu przed swoją walizką.
  W którymś momencie poczuł, że zaczyna tracić równowagę i opadł ciężko na chodnik, ramieniem opierając się na swoim bagażu. Pochylił się do przodu, a gdy podnosił głowę na szybie przejeżdżającego auta mignęła mu znajoma postać. Poderwał się gwałtownie, prawie wywołując kolejny atak mroczków i rozejrzał się dookoła.
  Ktoś od strony ulicy krzyknął do niego coś po szwedzku i Lorem nie namyślając się wiele wrócił wzrokiem do ulicy i stojącego przy niej samochodu z otwartymi drzwiami. Podszedł bliżej kierowcy i pokiwał potakująco głową, a ten mu dał znać, żeby wsiadał. Jasnowłosy otworzył drzwi i przesunął opakowania z ziemią ogródkową, by jakoś wcisnąć się na tylne siedzenie. Wkrótce samochód ruszył. Impsumowi jeszcze przez chwilę się zdawało, że może powinien jednak wrócić na dworzec i rozejrzeć się dokładniej... jednak zdusił to pragnienie w sobie i skupił na podróży. Na czymś trzeba było skupić myśli, by znowu nie okazało się, że to wszystko bezsensu.
***
  Kierowca wysadził go w szczerym polu i wskazał w milczeniu kierunek. Lorem podziękował w uniwersalnym języku gestów, kłaniając się nieco teatralnie i prowadzący pojazd mężczyzna odjechał. Jasnowłosy spojrzał na stację kolejową, która w tym szczerym polu wyglądała wręcz komicznie.
  Już chciał ruszać w drogę, gdy na stacji zrobiło się jakieś zamieszanie i ciemny kształt pomknął prosto na Lorema. Za nim wybiegły dwie postacie - kobieta po sześćdziesiątce i młoda, czarnowłosa dziewczyna. Pierwsza coś krzyczała i wskazywała pędzące zwierzę, a druga rzuciła się za nim w pogoń. Jasnowłosy, który stał bezpośrednio na trasie zwierzęta w jednej chwili domyślił się, o co chodzi starszej pani i w chwili, gdy zwierzak był na jego wysokości wykonał błyskawiczny wypad całym ciałem i chwycił za obrożem stworzenia, które okazało się czarnym psiakiem.
  Całość wyglądałaby bardzo nonszalancko i profesjonalnie gdyby nie to, że Impsum był tak zmęczony, iż potknął się i wywrócił, razem z zatrzymanym uciekinierem. Tymczasem tamta, ciemnowłosa dziewczyna zdążyła do niego podbiec i zacząć mówić coś po... chyba francusku, jednak mogłaby równie dobrze mówić po chińsku, jak na gust mężczyzny. Pokiwał tylko głową bez wyrazu i pozbierał się z ziemi, wspomagając się dłoniom tamtej. Wskazał na psa, potem na staruszkę na peronie, która najwyraźniej oddychała już z ulgą widząc, że ktoś schwytał jej pieska.
(Camille? "Przypadkowe spotkanie", twojej wenie pozostawiam co robiłaś na tym zadupiu galaktyki xd)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz