18 czerwca 2018

Od Camille cd. Lorema

    Zerknęłam na mężczyznę, który pomógł złapać psa. Nie wyglądał za dobrze, jakby był pielgrzymem, który przemierzył już wiele kilometrów. Wydawało mi się również, iż nie za bardzo rozumiał co do niego mówię.
- Wszystko w porządku? - przeszłam na angielski, jako bardziej uniwersalny język.
- Tak - odparł po chwili.
- Dziękuję za złapanie mojej kochanej Roki - wtrąciła łamaną angielszczyzną starsza pani, głaszcząc pieska po głowie.
- To naprawdę nic takiego - rzucił mężczyzna, zaczynając zbierać swój bagaż.
- Dokąd pan idzie? - spytałam z ciekawości.
- Do Rzymu. - musiałam mieć dziwną minę, bo dodał - O co chodzi?
- Umie pan mówić po włosku?
- Tak? - uniósł brew, jakby zastanawiał się o co chodzi.
- Em... Tak się składa, że ja też zmierzam do Rzymu, ale niestety z włoskim radzę sobie tak średnio... czy byłaby możliwość... to jest... czy mógłby pan może, gdy już tam dotrzemy... pomóc mi w jednej sprawie? Byłabym niezmiernie...
- Nie mam pieniędzy na bilet - przerwał mi. - Chyba że pani również podróżuje piechotą. - już miałam odpowiedzieć, gdy znów wcięła się starowinka stojąca niedaleko.
- Ja mogę za ciebie zapłacić, młodzieńcze! Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby moja kochana psinka uciekła! To byłby koniec mojego życia! Dlatego proszę mi pozwolić zapłacić w ramach podziękowania. - Uśmiechnęłam się. Wszystko szło gładko i cudownie. Jeżeli dalej by tak było, udałoby mi się znaleźć pana Impsuma jeszcze prościej.
- Widzi pan. Proszę nie odmawiać, panie... - zrobiłam sugestywną pauzę, w nadziei, że się przedstawi.
-...
(Loruś? Kłamiesz czy niee? ;3)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz