4 czerwca 2018

Od Miyashi C.D. Camille

    Wtedy popatrzyłam na nią niepewnie. Jednocześnie próbowałam przypomnieć sobie wszystko, co Camille chciała wiedzieć.
- P-przyleciałam tu... - powiedziałam cicho. - Z... Korei...
- To daleko... Jak to możliwe? - wtedy spytała i mnie pogłaskała. - Rodzice puścili cię tu samą?
Gdy usłyszałam o rodzicach, w moich oczach pojawiać się zaczęły znowu łzy. Byli wspaniali, a teraz ich zabrakło... Chciałam by znowu tu byli, ale to było niemożliwe. Kiedy ich zabili... wyglądało to okropnie...
Czułam mocne przytulenie, jeszcze głaskanie. W pierwszej chwili chciałam się wyrwać, ale widok dziewczyny mnie od tego powstrzymał. Wręcz wtuliłam się mocniej, bo to była ona.
- No już, spokojnie... - szepnęła i głaskała mnie, jednak nie powstrzymało to mojego płaczu. Chciałam przestać czym prędzej, więc zatkałam nosek. Nie wytrzymałam długo bez powietrza, jeszcze głośniej się rozpłakałam zamiast przestać. Próbowałam raz jeszcze, ale nie wychodziło.
- Ale kochanie, oddychaj... Nie rób tak... - mówiła i złapała mnie za rączki lekko. Następnie im się przyjrzała, przejechała palcami po prawej z nich. - A to... Jak to się stało?
Nie odpowiedziałam jej. Nie mogłam się odezwać. Próbowałam, ale za każdym razem mi nie wychodziło.
- Nagle mowę ci odebrało? - zaśmiał się on znowu.
Słysząc go odwróciłam się nagle w jego stronę. Przerażał mnie... Znowu się pojawił... Chciałam od niego uciec, ale Camille przytrzymała mnie mocniej i wtuliła w siebie.
- No już... nie bój się, malutka... Ja tu jestem i nic ci się nie stanie.
Nie mogłam się uspokoić. Serce mi bardzo mocno waliło, aż zaczęło to boleć. Wciąż nie wydałam z siebie ani sylaby, ale czułam, że mogłam mówić.
- I tak jej to nie obchodzi, po co masz jej mówić? - powiedział znowu.
- Zapytała... - odpowiedziałam mu cicho. - Dlaczego nie odpowiedzieć...?
- Bo coś przekręcisz...
- Ale mówię prawdę! - pisnęłam, znowu zaczynając płakać głośniej.
- Malutka... Z kim rozmawiasz? - spytała cicho, wyglądała na trochę zaskoczoną i zdezorientowaną. - Przecież tylko ja tu jestem... To było... to po japońsku?
Wtedy wskazałam na niego, patrząc jej w oczka i przytakując. Nagle poczułam mocny ból, jakby ktoś wykręcał mi palec.
- Się palcem nie pokazuje... To niegrzeczne. - powiedział pouczająco. - Przecież i rodzice, i rodzeństwo cię tego uczyli. Nie pamiętasz już? Tak słabą masz pamięć?
Przypominanie sobie wszystkiego bolało. Nie chodzi tylko o ból fizyczny, o jakim on mi nie dawał zapomnieć, ale też psychiczny. Każde zdarzenie, o którym pamiętałam, albo było złe, albo powodowało, że przypomniałam sobie jedno z gorszych. Chciałam choć na chwilę zapomnieć chociaż o tych złych. Na chwilę...
- Co jest, skarbie? - złapała mnie za rękę i ją obejrzała. Lekko ją podmuchała i pogłaskała mnie jeszcze raz. - Jestem tu, nic ci nie grozi... Może powiesz mi... Wychodziłaś gdzieś z rodzicami?
- Tak... Czasami... - cicho odpowiedziałam, ciągając noskiem co jakiś czas. - Rzadko mieli czas na to...
- Możemy gdzieś wyjść razem niedługo, jeśli chcesz. Ale powiesz mi coś jeszcze?
Niepewnie przytaknęłam patrząc na nią. Bałam się tych pytań... Ale musiałam na nie odpowiedzieć, tak jak Camille chciała.
- Więc... Skoro to nie rodzice cię tu przywieźli... kto to był? Porwali cię? - zapytała. Bojąc się o to, że znowu się rozpłaczę, tylko przytaknęłam. Usłyszałam też kolejne pytanie.
- Pamiętasz może ich wygląd?
Na to pokręciłam głową. Znałam tylko kilka nieprecyzyjnie określających ich cech wyglądu. Poza tym było wtedy ciemno. Pamiętałam tylko koreańskiego właściciela i jego rodzinę. O nich mogłam powiedzieć więcej... Nagle znowu poczułam jej delikatny dotyk na moich rękach. Na przedramieniu, od wewnętrznej strony, a potem i z zewnętrznej. Robiąc to czułam każdą bliznę lub resztkę rany, a nawet bywały niedawno zrobione rany. Różnego kształtu miałam obrażenia, między innymi otarcia, siniaki, zdarzyło się i oparzenie. Spośród tego wyodrębnić się dało całe przestrzenie pokryte bliznami, jak i świeżymi cięciami. Czasem jedne blizny i rany nakładały się na drugie.
- Spróbujmy jeszcze raz... Skąd ci się tyle tego wzięło? - popatrzyła uważnie na każdą. Przypadkiem dotknęła jednej z najświeższych, sprzed dnia, a to bolało. Pisnęłam wtedy. - Kto ci to zrobił?
- T-to... - już chciałam powiedzieć, ale zostałam uderzona mocno po policzku, krzyknęłam, a oczy zaczęły mi się znowu szklić.
- Nawet nie próbuj! - krzyknął na mnie. - Po prostu ci się należało! Powiedz jej to!
- A-ale... - popatrzyłam na niego. Skończyło się to drugim uderzeniem.
- RÓB CO CI KAŻĘ! - wydarł się. Byłam wtedy skulona i cicho powiedziałam:
- Ja... sobie...
Przy tym byłam przerażona, a głos mi drżał. Nie chciałam dostać jeszcze raz. Bolało to dużo bardziej niż jak inni to robili.
- Możesz po angielsku? Nie zrozumiałam... Wybacz, malutka.
Przez to, że musiałam mówić raz w jednym, raz w drugim języku, myliły mi się. Nie byłam pewna co mówię, czy czegoś nie przekręcam, czy nie przeplatałam ich ze sobą. Na pewno coś dodawałam z japońskiego. Ale on mówił po japońsku, był też ten, co mówił po koreańsku... A w rzeczywistości w użyciu był angielski i polski, z czego rozumiałam wyłącznie ten pierwszy. Ale spróbowałam jeszcze raz, słówko po słówku powiedzieć to samo po angielsku.
- Sama... to zrobiłam...



(CAMILLE?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz