16 czerwca 2018

"Z Calią więcej NIE pijemy, czyli Seria Niefortunnych Zdarzeń level głucha Camille Belcourt" (Utrata słuchu ♖♘ 1/7)

     Zerknęłam niepewnie na Calię Ace.
- No dalej - wykonała zachęcający ruch dłonią. Jej szyderczy uśmiech zapewniał mnie, że picie tajemniczej substancji nie jest cudownym pomysłem. - No hop-siup. Mówię ci, zadziała świetnie!
- Nie byłabym taka pewna - burknęłam, łapiąc się za pulsującą od bólu głowę - poza tym na litość Boską ciszeej… - rozwaliłam się na jej kanapie, czując, że za chwilę zwymiotuję. Cal przezornie podstawiła mi wiadro, ale i tym razem dziękowałam swojemu żelaznemu żołądkowi za wytrwałość. Starając się zachować resztki godności, podniosłam się do pozycji siedzącej. Wspominając poprzednią noc, czułam coraz większe zażenowanie. Ace była pierwszą osobą, która ostatni raz przekonała mnie do picia w takich ilościach. Cieszyłam się, że po naszym “wieczornym wypadzie” nie obudziłam się bez nerek w cudzym mieszkaniu. Przynajmniej tyle dobrego.
- Ale mnie głowa nawala, raany - jęknęłam. - Nie schlałam się tak od kiedy… nigdy się tak nie schlałam. Co to było… To wódka?
- Na litość boską, królowo - odparła Calia, cytując. Najwidoczniej świetnie bawiła się patrząc na moje cierpienie. - Czy ośmieliłabym się nalać damie wódki? To był czysty spirytus. - zachichotała z własnego żartu, po czym zrobiła ustami motorek, po czym dodała - No już, już, słońce. Wypijesz to i od razu poczujesz się lepiej, zapewniam.
- Nie wierzę ci - rzuciłam, chowając głowę w ramiona jak żółw - Już nigdy ci nie uwierzę. Moje zaufanie do ciebie umarło wraz z kolejną butelką z, jak podejrzewam, czystym etanolem.
- Już nie dramatyzuj. Ja wypiłam i patrz: nic mi się nie stało, a wyglądałam jeszcze gorzej niż ty.
- Dzięki, zdrajco.
- Ależ nie ma za co, nie ma za co. No już, pij, pij. - wsadziła mi w dłoń kubek z jakąś intensywnie niebieską cieczą. Była tak gęsta, że wątpiłam, czy po odwróceniu szklanki w ogóle by się coś wylało.
- Jesteś żałosna - rzuciłam, po czym uniosłam szklankę do ust. Napój spływał po ściance powoli, co napawało mnie lekkim obrzydzeniem. Gdy wypełnił moje usta, od razu zmieniłam zdanie co do jego wartości. Poczułam, jak przez całe moje przechodzi dreszcz. Na języku czułam smak kawy i czekolady, co bardzo mi odpowiadało. Moc, którą przynosił przypominała mi połączenie kilkunastu energetyków z litrem kawy. Bałam się, że moje serce tego nie wytrzyma, jednak na kac z pewnością działał cudownie. Zerwałam się na nogi i w podskokach przemierzyłam pokój.
- Biorę dziesięć takich - rzuciłam pewnie. - Na wszelki wypadek. Gdzie mogę takie kupić? - zachichotałam, czując jak wszystkie objawy, z którymi musiałam się mierzyć od wstania z łóżka, minęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Odpowiedziała mi cisza. Żadnego szmeru. Kompletnie nic. Zdziwiona brakiem reakcji ze strony Calii, odwróciłam się. Siedziała na kanapie, zgięta w pół. Gdy się wyprostowała otarła wyimaginowaną (a może nie) łzę i spojrzała na mnie. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na nią dziwnie. Otworzyła usta i poruszała nimi bezgłośnie.
- Calia, koniec żartów. Powiedz wreszcie co masz do powiedzenia, a nie machasz ustami jak ryba. - rzuciłam sucho. Ace natychmiast spoważniała. Niemal widziałam, jak przez jej głowę toczy się proces myślowy. Gdy dotarło do niej, co się stało, kolejny raz ruszyła ustami. Nawet nie słysząc, byłam w stanie zrozumieć co powiedziała. “O kurwa”. A wtedy i ja zrozumiałam. Byłam głucha jak pień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz