13 czerwca 2018

Od Camille cd. Lorema

       Miałam deja vu. Podejrzewam, że największe w życiu.
Po raz kolejny otworzyłam oczy. Nic to nie zmieniło (znowu!). Zapaliłam światło z poczuciem, że mimo iż znów wszystko robię tak samo, to coś się zmieniło. Gdy ciepłe światło zalało pokój zdałam sobie sprawę co to było. Przy jednej ze ścian dumnie stało drugie łóżko. Uśmiechnęłam się na ten widok. Byłam już niemalże pewna, że wyrwałam się w końcu z tej przeklętej pętli. Uszczęśliwiona tą myślą ubrałam się w strój wygodny na podróż i zaczęłam się pakować. Miałam już dość Paryża, a wydawało mi się, że moje demony zostały dzięki wizycie tam nomen omen zrównane z ziemią. Na chwilę moja ręka zawisła w powietrzu nad niemalże pełną czarną torbą podróżną. "No dobrze, spakuję się, ale co potem?" pytałam samą siebie. Gdy zakończyłam chowanie mojego chwilowo niewielkiego dobytku do torby, usiadłam na łóżku i zaczęłam się intensywnie zastanawiać co w tej sytuacji zrobić. Myślałam o tajemniczym chłopaku, o którym wspominała druga ja. Gdzie był? Dokąd poszedł? Może wrócił do Ainelysnart? Może pojechał gdzieś dalej? Wstałam z łóżka nadal rozmyślając co robić, wzięłam telefon i scyzoryk, a następnie zeszłam na dół z myślą, iż nie można nic robić na pusty żołądek. Gdy mijałam recepcję, postanowiłam na chwilę się tam zatrzymać.
- Przepraszam - zagaiłam kobietę stojącą za kontuarem - widziała pani może...
- Pana Impsuma? - zapytała. Musiałam mieć bardzo dziwną minę, bo dopowiedziała - Lorem Impsum, wynajmował z panią pokój numer 346 - kiwnęłam głową. - wymeldował się wczoraj rano.
- Och - wydukałam. - Widziała pani może gdzie poszedł? Pokłóciliśmy się wczoraj i... - zaczęłam coś kręcić, żeby nie wyjść na zupełną idiotkę. Nie miałam pojęcia kim był i jak wyglądał człowiek, którego szukałam, ale czułam, że  powinnam go znaleźć. Nie chciałam jeszcze wracać na wyspę, a jeżeli okazałoby się, że to był ktoś ważny, to wyszłoby co najmniej głupio.
- Rozumiem - rzuciła kobieta ze współczującym spojrzeniem - szedł w stronę dworca. To tyle co wiem.
- No dobrze... dziękuję - rzuciłam i ruszyłam w stronę kantyny. Po śniadaniu wzięłam swoje rzeczy, wymeldowałam się i ruszyłam w stronę dworca. Lorem Impsum. To imię odbijało się echem w mojej głowie. Miałam ochotę kopnąć najbliższego gołębia z frustracji, że nie pamiętam człowieka, z którym rzekomo dzieliłam pokój. Gdy dotarłam do dworca kolejowego, minęłam stojących niedaleko autostopowiczów i poszłam ustawić się w kolejce po bilet. Dokąd? Tego jeszcze nie byłam pewna. Lorem Impsum. Zaśmiałam się cicho. Jak w tym łacińskim tekście. Zaraz. Moje myśli pogalopowały jak rumaki. Lorem Impsum -> klasyczna łacina -> wzorowanie -> traktat -> Cyceron. Myśl Camille, myśl do cholery!
- Bilet dokąd? - spytała zmęczona życiem kobieta po drugiej stronie odgradzającej nas szyby. Nie było więcej czasu na rozmyślanie, czy pomysł jest idiotyczny, czy tylko lekko dziwny.
- Rzym - rzuciłam cicho.
(Loruś?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz