Stałem jak oszołomiony na zewnątrz. Czy ona właśnie mnie przytuliła? Potrząsnąłem łbem i odwróciłem się plecami do wyjścia z jaskini. Ruszyłem przed siebie, gdziekolwiek. Byle dalej, dalej, dalej stąd. Łapy same zaniosły mnie nad brzeg Styksu, niedaleko przeprawy. Spojrzałem w mętny nurt rzeki. Niespełnione marzenia przepływały koło mnie. Ujrzałem tam serce... czerwone, nadal bijące do kogoś, kogo już zapewne nie było... Usiadłem w tej przejmującej ciszy. Czułem jak coś mnie oplata, cichy szept w moim uchu.
"Czy to nie jest ta jedyna? Czyż nie podoba się tobie? Jej brawura, jej sprzeczność z regułami... To podobieństwo...?"
Czułem, że opadam z sił, że zaraz dam się omotać temu szeptowi...
"Pragniesz jej. Chcesz by była z tobą. Mimo szorstkich słów lubisz słuchać jej głosu... Idź i jej powiedz...!"
Czułem się coraz gorzej. Ogarnęła mnie gorączka, oczu zasnuwała powoli jasnoróżowa mgła. Moje serce zaczęło być żywiej, oddech zaczynał się rwać. "Tak! Pójdę do niej!" poderwałem się na nogi "Pójdę do niej i jej to powiem! I uciekniemy! Razem, nieważne gdzie!!". Już miałem biec, już moje kamienne serce leciało ku niej... Nagle poczułem zimny dotyk na czole. Szept ustał, ja za to ujrzałem... ujrzałem JĄ!! Nie Shailene, nawet nie waderę... to była kobieta w zwiewnej, białej szacie i długich białych włosach. Jej suknia falowała lekko, a wody Styksu obmywały jej bose stopy. Była półprzeźroczysta, a mimo to jej oczy... jej oczy były jakby materialne... jak dawniej.
- Nanimonai - szepnąłem patrząc na widmo
Uśmiechnęła się, a jej uśmiech przyćmiewał wszystko inne swoim blaskiem. Na chwilę ja również stałem się człowiekiem. Chciałem chwycić ją za rękę, przyciągnąć do siebie, przytulić! Wtedy z wody wynurzyła się ciemna postać. Z szyderczym uśmiechem chwyciła ją w pasie. Po ciągnęła w dół. Spróbowałem ją schwycić, moje palce musnęły pustkę... Chciałem krzyknąć! Głos zamarł mi w krtani... Kobieta zniknęła w odmętach Rzeki Umarłych. Straciłem ją ponownie... na zawsze...
Cofnąłem się od brzegu. Z moich oczu ciekły gęsto, czerwone łzy. Siły całkiem mnie opuściły.
- Ona odeszła już dawno... - mój głos był rozedrgany, niepewny, pełen bólu i rozpaczy - Nie ma jej tu... nie było... to tylko...
- To tylko złudzenie - głos obok mnie odezwał się tak nagle, że niemal podskoczyłem
Odwróciłem się, by zobaczyć kto mówi. Czarny cień, o płonących czerwienią oczach. Spoglądał przed siebie ku Hadesowi i zakazanym terenom.
- Miłość jest złudzeniem, a jej skutki rzeczywistością. Lepiej nie pozwalać sobie na złudzenia.
Po tych słowach zniknął, a ja pozostałem całkiem sam w ciszy. Osunąłem się w ciemną otchłań...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz