18 kwietnia 2014

Od Shailene do Mixi

(c.d. tego)
Otworzyłam oczy i spadałam z drzewa, musiała się załamać pode mną gałąź. Na ziemi stała Mixi i rozglądała się dookoła. Chwilka. Lecę prosto na nią! Nie umiałam się skoncentrować i zamienić w mgłę więc wyczarowałam lodową linę która oplotła mój ogon, wisiałam w dziwnej pozycji ale wolałam się nie ruszać.
- Shai... - wadera chyba chciała wypowiedzieć moje imię, ale w tym samym momencie lina pękła i z łomotem spadłam na alfę. Szybko wstałam i oddaliłam się na odległość 4 metrów.
- Co to miało być? - krzyknęła rozczochrana wadera.
- No... musiałam zasnąć ii... - jąkałam się. Bałam się, że zrobi mi krzywdę. Widziałam ją w akcji. Mieć takiego wroga nie jest niczym przyjemnym.
- Nie to - pokręciła głową - Najpierw zamieniłaś mnie i siebie w mgłę ratując mnie przed dymiącymi się pachołkami, potem uciekłaś i schowałaś się w miejscu zakazanym po czym, gdy powtórnie otoczyły nas Demortusy zamknęłaś się w lodowej kuli, po czym rozwaliłaś ją w drobny mak i zabiłaś 20 potworów na raz, a gdy chciałam porozmawiać zamieniłaś się w mgłę. Na dodatek złego spadłaś na mnie i zniszczyłaś moją fryzurę! - dodała wadera z uśmiechem, zaśmiałam się.
- Przepraszam - powiedziałam cicho. Miałam już znowu uciec, ale stwierdziłam że to nie jest dobry pomysł. Stałam i czekałam.
- Rzeczywiście, powinnaś - powiedziała karcąco Mixi - mogłabyś powiedzieć mi co ty robisz? Gdy ktoś chce się do ciebie zbliżyć to uciekasz. Ale gdy atakują Cię śmiertelnie groźne bestie pokonujesz je jednym machnięciem ogona - przestępowałam z jednej na drugą łapę.Bałam się tej wilczycy.
- Ja... - nie wiedziałam co mam powiedzieć - hm... jeśli zabiję potwora, bo mnie dotknie, nie robi mi to żadnej różnicy - wymamrotałam - ale gdybym... ja... nie umiem nad tym zapanować. Nie chcę Cię zamrozić... zamroziłam już Akumę i... - zaczęłam szlochać - ja nie chcę krzywdzić przyjaciół. Ja... - chwileczkę, przypomniało mi się - ja nie mam przyjaciół... - powiedziałam cicho.
- To ich znajdź! - powiedziała Mixi, na jej twarzy błąkał się lekki uśmiech.
- Łatwo się mówi, co nie? - wyszeptałam.
- Co? - powiedziała głośno wilczyca.
- ŁATWO SIĘ MÓWI! - krzyknęłam -TY JESTEŚ ALFĄ, WSZYSCY CIE ZNAJĄ I SZANUJĄ - powiedziałam jeszcze głośniej - JESTEM W WATASZE PRZEZ TYDZIEŃ I TYLKO DWIE OSOBY SIĘ ZE MNĄ PRZYWITAŁY... I... I...ty nikogo nie zamieniasz w lód - mówiąc to byłam już zupełnie załamana. Siadłam na ziemi i zaczęłam pazurami robić kółka w ziemi. Alfa groźnie na mnie spojrzała, ale zamiast zaatakować mnie, objęła mnie łapą i spojrzała na mój nos
- Widzisz, umiesz nad sobą panować, tylko nie wiesz jak - uśmiechnęła się do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech.
- Więc naucz mnie nad sobą panować- poprosiłam.
- Dobrze, jutro o 6 rano masz się stawić w mojej jaskini - Mówiąc to wzbijała się w powietrze, a chwilę później już jej nie było. Może jednak mam przyjaciela? Pomyślałam... Udałam się do swojej jaskini w centrum lasu. Z tego co pamiętam mieszkałam obok Maggie i Zorrie. Wchodząc uświadomiłam sobie, że kompletnie nie mam gdzie spać. Jaskinia stała pusta. Słońce dopiero powoli zachodziło, było około 18. Zamieniłam się w mgłę i zaczęłam szybko wirować aby wymieść na zewnątrz kurze i liście. Po około 10 minutach w jaskini było wszystko poustawiane: z jednego dużego i dwóch małych kamieni zrobiłam stół, czterema dużymi kamieniami oddzieliłam sypialnię od kuchni i salonu następnie pobiegłam na polanę. Zerwałam kilka lian, dwa duże różowe liście, kilka krzaczków mchu i świecące kwiaty. Po drodze - jak to ja, potknęłam się i wszystko wysypałam. Z daleka widziałam Maggie żegnającą się z Leonem, wracała już do domu kiedy krzyknęłam:
- Hej! Maggie! - wilczyca odwróciła się i pobiegła w moją.
-Cześć, Shailene, tak? - powiedziała z uśmiechem.
-Tak, mogłabyś mi pomóc? - zapytałam.
-Jasne! - mówiąc to wzięła część moich rzeczy i ruszyłyśmy. Połowę drogi było cicho, ale potem całą przegadałyśmy. Kiedy dotarłyśmy pod moją jaskinię podziękowałam Maggie i żegnając się wadera powiedziała do mnie:
- Miło było cię poznać - po czym weszła do swojej jaskini. Zrobiło mi się cieplej na sercu. Kiedy urządziłam już wszystko położyłam się spać.

*Następnego ranka *

Obudziłam się z obolałą łapą, pewnie dla tego, że na niej spałam. Poruszałam nią chwilkę po czym zjadłam koszyk poziomek i ruszyłam do Mixi. Wchodząc do jej jaskini zawołałam kilka razy "haaaaloooo?", ale nikt nie odpowiadał, pomyślałam, że może jeszcze śpi i ruszyłam dalej. Zmieniłam zdanie, gdy na ziemi zobaczyłam wielką czerwoną plamę - krew. O mój boże. Pobiegłam szybko w głąb groty i zobaczyłam ogon Mixi wystający spod mchu, a na nim mnóstwo czerwonego płynu, krwi. Dźgnęłam zwłoki Mixi łapą w brzuch. Nagle leżałam na ziemi bo dostałam łapą trupa, tego się nie spodziewałam. Oszołomiona spojrzałam na zaspaną alfę.
- Co do... - zaskoczona tylko tyle umiałam z siebie wydusić.
- Och... - mruknęła wadera patrząc na swoje czerwone futro - To nie jest krew... - powiedziała widząc moje zmieszanie - była wczoraj u mnie znajoma z innej watahy, powiedziała, że za tydzień ma ślub. Jako, że obowiązki nie pozwalały mi iść to przyniosłam wiśniowy szampan ii... może trochę za dużo wypiłyśmy... - po chwili namysłu dodała - niczego nie widziałaś. Pokręciłam przecząco głową.
Po 10 minutach ogarnięta Mixi i ja ruszyłyśmy na arenę walk. Stanęłyśmy przy brzegu, zza jednej z krat wypływał fioletowy dym.
-Co to? - zapytałam.
Mixi spojrzała na mnie uśmiechnięta, odwzajemniłam uśmiech. I nagle... BUM! Poczułam łapę alfy na brzuchu i spadłam na arenę. Kraty się podniosły a zza nich wyszedł na 7 metrów wysoki potwór o wyglądzie smoka. Był czarny a w niektórych miejscach na ciele miał dziury z których ulatniała się fioletowa mgła.
- Co to do cholery ma być?! - krzyknęłam.
- To jest koszmar i musisz go pokonać. Miałam nauczyć cię jak panować nad mocami.Właśnie to robię - odpowiedziała ze spokojem wilczyca.
Gapiłam się na nią jak opętana, ciszę przerwał donośny ryk koszmara...

(Mixi? Chce się dowiedzieć czy pokonałam koszmara! :D )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz