18 kwietnia 2014

Od Mixi do Shailene

Łapa paliła nie miłosiernie. Po pysku ciekły wielkie jak grochy łzy, których nie mogłam powstrzymać. Spojrzałam na Shailene i szepnęłam tak cicho, że chyba nie usłyszała:
- Dziękuję - później odpłynęłam w morze czerni.
Kiedy się ocknęłam zobaczyłam, że moja łapa i skrzydło są obandażowane. Chciałam wstać, ale tylko jęknęłam z bólu. Za którymś z kolei razem udało mi się wstać. Wypróbowałam skrzydła i uśmiechnęłam się uradowana, kiedy zorientowałam się, że mogę latać. Czym prędzej zaczęłam szukać kogoś z watahy, jak na złość nikogo nie było w pobliżu. Wzniosłam się trochę wyżej i zauważyłam lód lub śnieg nad Jeziorkiem Narcyza. Najszybciej jak umiałam poleciałam w tamtą stronę. Zobaczyłam Shailene siedzącą i skoncentrowaną na czymś. W lesie kawałek za nią byli Demortusi (nie wiem jak to odmienić...).
Chyba mnie nie widzą, pomyślałam, to dobrze. Widząc jak zbliżają się do wadery, która mnie uratowała ogarnęła mnie furia.
- Shailene! - krzyknęłam i zarówno ona, jak i Demortusy (?) spojrzeli na mnie zdziwieni. - Zatkaj uszy! - chyba chciała o coś zapytać, ale się powstrzymała i wykonała rozkaz/prośbę. Krzyknęłam w miarę cicho, by nic (oprócz ogłuszenia) jej się nie stało.

(Shailene?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz