7 grudnia 2014

Od Akumy - Wyprawa

  W chwili, w której upadłem na ziemię otoczyła mnie całkowita i nieprzenikniona ciemność. Uczucie pustki, jakie mnie ogarnęło napawało trwogą. Gdzieś w oddali słyszałem cichy śmiech jakiegoś dziewczęcia, jednak nie byłem w stanie określić gdzie. Tu nie było czasu, nie było przestrzeni, nie było nic... czy ja... nie żyje?
~ Chciałbyś ~ podsumował jakiś głos za mną
  Odwróciłem się stając na środku sali królewskiej w zamku Hadesa. Nie zastanawiając się wiele skąd się tu wziąłem upadłem na kolana przed moim panem, co w ludzkiej formie było znacznie bardziej widoczne niż w wilczej.
- Wezwałeś mnie panie? - zapytałem 
~ Niestety nie. Nie mam władzy nad tamtym miejscem, jednak chciałem cię ostrzec. ~
- Ostrzec? Przed czym? - "I dlaczego? Nie masz w zwyczaju mi pomagać" dodałem w myśli
~ Jeśli tam zginiesz nie otrzymam twojego istnienia z powrotem ~ wyjaśnił bóg, mrużąc oczy ~ Więc więcej korzyści przyniesie mi pomoc tobie ~
  Skinąłem lekko głową na znak zrozumienia.
~ W tamtych lochach obowiązują inne prawa. Tamtejszy odłamek uniemożliwia duszą opuszczenie podziemi, a czasem nawet pozostałości ciał. Po drodze możecie więc natknąć się na wiele agresywnych zjaw i widm, czy nawet nieumarłych w różnym stadium rozczłonkowania i rozkładu ~
- Dziękuję, panie - powiedziałem i już chciałem wstać, gdy poczułem jak ktoś uderzył mnie w tył głowy, a ja padłem na twarz na coś... miękkiego.
  Spróbowałem wstać pomagając sobie rękami, jednak nie byłem w stanie. Ktoś związał mi je za plecami. Dziwny śmiech powtórzył się, tym razem znacznie bliżej i wyraźniej. Zaczął mi kogoś przypominać. Starą znajomą sprzed wielu lat... Ktoś chwycił mnie za włosy i dynamicznie pociągnął do góry. Ujrzałem uśmiechniętą w diabolicznym uśmiechu twarz... Nanimonai. Chociaż podobieństwo był bardzo nikłe i ulotne to jednak... to musiała być ona! Bo któż by inny? Białe włosy, zwiewna suknia i te kryształowe oczy... tak piękne i tak odległe.
- Nanimo... - zacząłem, lecz dziewczyna położyła mi palec na ustach
- Nazywam się Aria - wyszeptała i poczułem mocne uderzenie.
  Potem już tylko unosiłem się w pustej przestrzeni, podczas gdy wokół mnie latały cienie. Przemawiały, wyły, jęczały, szeptały i mamrotały. Bez końca. Wciąż znowu i znowu.

  Zaczerpnąłem łapczywie powietrza. Leżałem na posadzce w tunelu. Podniosłem się na łokciu. Opodal leżeli pozostali, Mixi wtulona była w nieznajomą kobietę, zaś Aria... Aria krzątała się tam i z powrotem wśród leżących, chyba próbując ich zbudzić. Czy to możliwe, że to ona jest sprawcą tej "drzemki"?
- Shai... możesz mnie puścić - usłyszałem głos Mixi
  Shailene! 
  Słysząc to imię serce zabiło mi żywiej, jednak od razu się uspokoiło, gdy przypomniałem sobie o czasie pozostałym mi do końca życia. I o Nanimonai. I Narcyzie. Niedobrze. Jeśli są tutaj wszystkie trzy... to może być dość kłopotliwe. Będę zmuszony zachować dystans od każdej z nich.
(Narcyza?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz