26 grudnia 2014

Od Shailene - Wyprawa

Gdy Anastasia kończy opowiadać mi o żywych trupach ruszam za nią z ociąganiem. To, co mi powiedziała wcale nie wprawia w lepszy nastrój, ale chociaż ktoś z nas ma pojęcie, z czym mamy do czynienia. Dołączam do reszty grupy. Każdy wpatruje się w niebieski ogień. Jakby było mało tego, że jesteśmy w podziemiach i nie znamy drogi wyjścia i w każdej chwili może na kogoś wyskoczyć zombie to jeszcze ten ogień zagradza dalszą drogę.
Robię jeszcze jeden krok do przodu i staję na palcach, żeby zobaczyć coś więcej niż ogień i głowy reszty. Niestety mój wzrost robi swoje i nadal nic nie widzę, a nie chcę się pchać do przodu. Odwracam się, przysiadam pod ścianą tunelu i zaczynam wpatrywać się w ciemność. Siedzę tak kilka minut w kompletnym bezruchu aż w końcu dostrzegam jakiś ruch w głębi tunelu. Przechylam głowę by lepiej widzieć co się tam kręci i zauważam wysoką sylwetkę majaczącą w oddali. Pierwszą myślą, jaka przychodzi mi do głowy jest to, że to Akuma poszedł na zwiady i właśnie wraca, jednak kiedy odwracam głowę i widzę, że wszyscy są w komplecie zaczynam się niepokoić. Ta postać w żadnym wypadku nie wyglądała na zombie. Poruszała się całkiem inaczej, a zombie już ruszyłby w naszym kierunku. Podnoszę się i ruszam w stronę wysokiego chłopaka stojącego najbliżej mnie.
 - Aku? - mówię ciągnąc go za rękaw. Akuma odwraca głowę i spuszcza na mnie wzrok. Podnosi brwi, więc znaczy to chyba, że mam mówić
 - Wiecie co to za ogień? - pytam cicho.
 - Niezbyt. Ale wiemy, że mocami się go nie pozbędziemy - odpowiada wpatrując się we mnie świdrującym wzrokiem.
 - Och… A da się przez niego przejść? – pytam z nadzieją, chociaż spodziewam się jaka będzie odpowiedź…
 - A jak myślisz, palenie ludzi pomoże nam w obecnej sytuacji?
 W odpowiedzi kręcę po prostu głową i odchodzę w to samo miejsce gdzie przed chwilą siedziałam. Znów wpatruję się bez sensu w korytarz. Już mam odwracać głowę gdy zauważam, jak ta sylwetka znów pojawia się w tunelu jednak od razu znika. Podnoszę się ponownie, lecz tym razem ruszam w stronę owego "czegoś". Stwierdzam, że nikt nie zauważy jeśli zniknę na kilka minut…
 Szybkim krokiem ruszam w głąb tunelu i wytężam wzrok, żeby zobaczyć cokolwiek w ciemności. Kiedy po kilkunastu sekundach marszu odwracam się, nie widzę już światła rzucanego przez dziwaczny ogień, jestem więc kilkadziesiąt metrów od "obozowiska" jeśli tak można to nazwać. Zatrzymuję się słysząc dziwny szelest. Wsłuchuję się w ciszę . Nagle do moich uszu dociera stukot butów. Zatrzymuję się przed ścianą.
 - Koniec tunelu? – szepczę sama do siebie. Nie mija nawet ułamek sekundy kiedy słyszę głos, który nawiedza mnie w najgorszych koszmarach. Głos, który nęka mnie praktycznie codziennie przypominając obraz cierpienia istot, których nawet nie znałam. Wypowiadając te same słowa…
 - Shailene, czekałem na ciebie.
Zaciskam ręce usiłując wybudzić się ze snu, choć wiem, że to jawa. Ponoć nadzieja umiera ostatnia… szkoda, że moja zginęła w agoniach już kilka miesięcy temu. Podnoszę powoli głowę i spoglądam na postać stojącą przede mną. Robi mi się automatycznie słabo, gdy patrzę na bladą twarz swojego ojca, który powinien już dawno nie żyć. Powinien zginąć w torturach gorszych, niż przeżywały wszystkie istoty umierające na moich oczach, dla jego zabawy. Jednak coś mi mówi, że tym razem on nie przyszedł by mnie dręczyć. Widzę w jego oczach strach. Prawdziwy strach.
 - Czego chcesz? – pytam spokojnie siląc się na obojętny wyraz twarzy.
 - Przyszedłem, aby wam pomóc.
Już mam zaśmiać się z kpiną, jednak coś mówi mi, że nie kłamie. Unoszę więc brwi i zaczynam słuchać. Mężczyzna robi krok w moją stronę i kładzie mi rękę na ramieniu.
 - Po tym, co zrobiłem możesz mi nie ufać, lecz zrób to ten jeden raz. Odłamek kryształu jest za ogniem, nie mogę ci zagwarantować, że jeśli w niego wejdziesz nic ci się nie stanie, ale to jedyna szansa by się stąd wydostać. Walka nic wam nie da, bo to, co tutaj żyje ma moc potężniejszą od ciebie i twoich towarzyszy razem wziętych…
 Już otwieram usta, żeby coś powiedzieć ale zdaję sobie sprawę, że mojego ojca już tu nie ma. Zniknął, jakby roztopił się w ciemności niczym duch. Nie zastanawiając się długo ruszam biegiem w stronę "obozowiska" odwracając się co kilka metrów. Po chwili tunel robi się całkiem prosty i widzę już ogień. Wszyscy stoją pod ścianą i zawzięcie o czymś dyskutują. Przychodzi mi do głowy myśl, że jeśli się nie uda nikt z nas może nie ujrzeć już światła dziennego. Szybko jednak wyrzucam to z głowy i nabieram powietrza. Nagle Mixi się odwraca i macha do mnie.
Zaczynam odliczać do trzech.
„Raz.”
 - Shai!!! Tu jesteś! Szukaliśmy cię! – krzyczy i rusza żwawym krokiem w moją stronę.
„Dwa.”
 - Odsuńcie się! – krzyczę, a w ułamku sekundy wszyscy ustawiają się przy ścianie, pewnie myśląc, że nadchodzą zombie. Biorę rozpęd i biegnę sprintem w stronę ognia mówiąc w myślach „Trzy”. Nim ktokolwiek zdąży zorientować się, co właśnie robię, nim ktokolwiek zdąży mnie powstrzymać już wpadam w ogień. Ląduję na plecach po drugiej stronie płomieni. Nie palę się. Jestem cała i zdrowa. Podnoszę się na nogi i widzę, że przede mną stoi marmurowy postument a na nim leży mały, błyszczący odłamek kryształu. Uśmiecham się mimowolnie i sięgam po niego. Gdy tylko unoszę odłamek i zaciskam go w ręce wszystko zaczyna się trząść. Ledwo utrzymuję równowagę, gdy ściana przede mną burzy się, a niebieski ogień bucha iskrami na wszystkie strony po czym gaśnie. Widzę, jak reszta krząta się kilkanaście metrów ode mnie. Macham rękami podskakując i krzyczę „Tu jestem!!!”. Mam nadzieję, że ktoś mnie usłyszał, ponieważ sekundę później czuję przeszywający ból w brzuchu i upadam na ziemię. Oczy zachodzą mi łzami więc zaczynam szybko mrugać. Widzę wysoką kobietę o białych włosach, która przechodzi obok mnie a potem po prostu… znika. Jak mój ojciec. Czyżby mówił o tym? O tej potężnej mocy?
 Z trudem przeczołguję się w stronę zburzonej w połowie ściany i opieram się kupę gruzu. Zamykam na chwilę oczy i nabieram powietrza. Jeżdżę ręką po brzuchu szukając ran, jednak nic nie znajduję. Podnoszę kawałek koszulki i już wiem, co powoduje ten piekielny ból. Czarna plama na skórze w kształcie… czaszki. Kątem oka widzę, że ktoś do mnie idzie, więc spuszczam materiał. Wzrok rozmazuje mi się coraz bardziej i zauważam kto to, dopiero gdy jest dokładnie przede mną.
 - Aku, kryształ… - mówię i wypuszczam odłamek z ręki.

(Akuma? .-. Trzy godziny przepisywania na parszywym laptopie... możecie mi bić brawo .-. lololilou.-.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz