10 grudnia 2014

Od Arii do Roswella

  Właśnie szłam w odwiedziny do Sierry. Właściwie słabo ją znałam, ale uznałam to za powód, by poznać ją bliżej. Gdy stanęłam w wejściu do jaskini pierwszą rzeczą, którą zobaczyłam był Roswell, cały we krwi. Podbiegłam do niego i podtrzymałam, chwiejącego się basiora.
- Rose... nic ci nie jest?... Zeusie! Jesteś cały we krwi! - byłam przerażona stanem basiora
  Podprowadziłam go kawałek od nory i posadziłam na ziemi. 
- Jesteś ranny? - szybko, nie zważając na jego protesty zaczęłam oglądać go dokładnie, czy nie ma gdzieś ran
- Daj spokój... - odepchnął mnie lekko - Wszystko w porządku. To nie moja krew...
- Nie twoja...? - spojrzałam na niego rozszerzonymi w przerażeniu oczami - To czyja...?
- To...
- Sierra...
  Wstałam i sprintem pobiegłam do nory. Wskoczyłam z rozpędem do środka i skamieniałam. Po ścianach spływały strugi krwi, a postaci na środku nie dało się praktycznie rozpoznać... wyglądała jak tamta bezoka zjawa z mojego snu... Usiadłam skonfundowana. 
- Sierra... - wyszeptałam, a w moich kryształowych oczach zalśniły łzy.
- Nie płacz - powiedział ktoś z wnętrza jaskini, a słabe, czerwone oczy zalśniły blado - nie lubię patrzeć na twoje łzy. Pożegnaj ją jak należy i idź dalej...
- Kim...? - ale zjawa już się rozmyła
  Pochyliłam łeb do przodu, a z mojego gardła wydarło się ciche wycie rozpaczy. Powoli narastało jak nadchodzący grzmot. Podniosłam głowę i teraz wyłam pełną piersią. Ostatnie pożegnanie.
- Ario... - usłyszałam głos basiora za moimi plecami
  Zamilkłam. Opuściłam łeb do normalnej pozycji. Poczułam jak moje łapy nasiąkają krwią.
(Roswell?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz