Otworzyłam oczy. No cóż, rozpoczyna się dla mnie nowy dzień. Spojrzałam na zegarek. Zdążę, jest dobrze. Wstałam i powolnym krokiem ruszyłam w stronę biurka. Odłączyłam telefon i wzrokiem zaczęłam szukać torby. Po chwili wypatrzyłam ją na stoliku nocnym, jednak zanim po nią poszłam, na chwilę zaszłam do szafy z ubraniami by wziąć jakiś komplecik.
- Ten? Nie, nosiłam go wczoraj. Może ten? Hm...
Kilka minut później, wybrałam jeden z moich ulubionych strojów. Białe podkolanówki, czerwoną spódnicę z granatową tasiemką na końcu, przyszytą złotym materiałem, białą podkoszulkę z kołnierzem i pufiastymi rękawami, no i granatowym gorsetem z złotymi obszywkami. Zawiesiłam wszystko na ramieniu i ruszyłam w stronę stolika nocnego. Wzięłam do ręki torbę i leżącą obok spinkę, i czerwone kokardki przyozdobione sztuczną stokrotką. Wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki. Szłam chwilę korytarzem, aż doszłam na miejsce. Zapukałam w drzwi i próbowałam je otworzyć, zamknięte.
- Zajęte!
- Chitoge, możesz się pośpieszyć? Muszę lecieć do pracy. - dziewczyna otworzyła drzwi i wyszła na korytarz, była ubrana w mundurek szkolny.
- Właśnie ciociu... mogę przyjść we wtorek pomóc ci w pracy? Kończę wcześniej lekcje i wiesz...
- Ta, możesz. - powiedziałam i prześlizgnęłam się obok nastolatki wprost do łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz, rzuciłam ubrania i torbę na kibel, i podeszłam do wielkiego lustra.
- Brzydka jak zawsze. - Powiedziałam sama do siebie i uśmiechnęłam się. Czas na włosy. Wyciągnęłam rękę w stronę stojącej obok półki na której leżała szczotka. Wzięłam ją i zaczęłam czesać włosy, jeden przy drugim razie. Kiedy włosy były ładnie wyczesane, wzięłam do ręki spinkę i spięłam włosy na bok, a po każdej stronie zawiesiłam kokardki. Świetnie, jestem gotowa. Wzięłam ubrania i ubrałam się, potem zgarnęłam torbę i wyszłam z łazienki. Ruszyłam korytarzem do schodów.
- Est! Śniadanie!
- Już schodzę! - zbiegłam po schodach i weszłam do kuchni.
- Co dzisiaj zrobiłaś Elizabeth?
- A no wiesz... coś dobrego. - siostra wcisnęła mi talerz z jedzeniem do ręki. Zobaczyłam na nim naleśniki.
- Czym je dzisiaj wypchałaś?
- A dziś akurat owocami.
- Nie no, spoko. - odwróciłam się i ruszyłam w stronę stołu. Usiadłam i zaczęłam jeść. Usłyszałam kroki i zza rogu wyszedł kot. Na szyi miał zawiązaną kokardę.
- Clair, jak się masz?
- A dobrze, dobrze. A ty panienko? Znowu do pracy idziesz?
- Ta, zaraz wychodzę. - Wstałam i ruszyłam w kierunku drzwi. Założyłam buty i wyszłam. Rozejrzałam się dookoła, prawdopodobnie jedno z miejsc najbardziej zalesionych, cóż nie byłam w całym kraju, więc nie wiem. Ruszyłam dróżką w stronę miasta, miałam naprawdę nie daleko, około kilometra od domu. Kiedy weszłam na chodnik, poszłam w prawo i ustałam na przejściu czekając na zielone światło dla pieszych.
- Est! - ktoś z tyłu krzyknął moje imię, odwróciłam się i ujrzałam koleżankę z pracy, Emilię.
- Cześć Emilio. - Jednak zanim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć, zaświeciło się zielone światło. Szybkim krokiem ruszyłam przez pasy. Nie chciałam rozmawiać z Emilią, nie lubię jej. Wole towarzystwo osób z wilczym genem, ale nie spotkałam nikogo z nim oprócz Chitoge i Elizabeth, od wydarzeń na Olimpie. Ciekawe czy sobie poradzili... raczej tak, jak ja to oni tym bardziej. W oddali zauważyłam niedużą kawiarenkę, moje miejsce pracy, obok niej znajdował się zegarmistrz i biblioteka. Weszłam po schodkach i otworzyłam drzwi, od razu po otworzeniu usłyszałam dzwoneczek. Podeszłam do lady, stała przy nim moja szefowa.
- No gratulacje Est - dziewczyna zaczęła klaskać - pierwszy raz się nie spóźniłaś!
- Och szefowo, dziękuje! Ciebie też miło widzieć! - pracodawca spojrzał na mnie jak na debilkę, jednak za bardzo się tym nie przejęłam i ruszyłam na zaplecze by przebrać się w "służbowe" ubrania. Podeszłam do szafki i otworzyłam ją, w środku znajdowała się jasno brązowa sukienka z falbankami i buty tego samego koloru. Kilka minut później kiedy miałam wychodzić, na zaplecze wbiegła wkurzona Emilia.
- Czemu mnie zostawiłaś?! - reszta pracownic spojrzały na nas zdziwione, jednak całkowicie zignorowałam problem, przeszłam obok Emili i wyszłam na salę. Na blacie leżał notatnik i długopis. Wzięłam te rzeczy do ręki i zaczęłam się rozglądać. Od kogo by tu zacząć? Ruch był nawet duży, ale nagle na sale weszła parka, przykuli moją uwagę swą nietypowością. A więc postanowione, zacznę od nich. Poczekałam aż usiądą i podeszłam powolnym krokiem.
- Co podać?
* kilka godzin później *
Wreszcie koniec pracy,wyszłam z kawiarni i ruszyłam w drogę powrotną. Wyciągnęłam z torby telefon, włączyłam go i zaczęłam grać w gry. Nagle ktoś wyrwał mi telefon z rąk.
- Ej! Oddawaj to!
(Ktokolwiek?)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz