21 września 2015

Od Somniatisa cd. Tiffany

  Objąłem szlochającą dziewczynę i, nie patrząc w lustro, odciągnąłem ją delikatnie poza jego zasięg. To, co tam zauważyła, musiało być dla niej straszne. Sam nie śmiałem spojrzeć w zwierciadło. Już dawno miałem je wyrzucić, jednak nie mogłem się przemóc, by się do niego zbliżyć.
- Nie wiem, co ujrzałaś, jednak nie powinnaś się o to martwić. Cokolwiek to było, póki jesteś ze mną, jesteś bezpieczna. Nie pozwolę, by pochłonął cię mrok. Zawsze, gdy zatracisz swoją drogę, będę tam, by ci pomóc. - Mówiłem szeptem, starając się dodać dziewczynie otuchy. To prawda, że wiem wiele, wiele przeżyłem, wiele się nauczyłem... a jednak nigdy nie udało mi się do końca zgłębić drugiej istoty, choć powinienem widzieć ją jak na dłoni. Szlochający cień, kruchy i delikatny motyl, od którego bije tak silny blask. Czy ona o tym wie? Zapewne nie. Nie widzi, że to światło przyciągnęło do siebie zbłąkaną ćmę, która pożąda światła, jednak której przeznaczone jest życie w ciemności. "W takim razie kontakt z tak potężnym światłem może spalić jej skrzydełka" powiedział jakiś głos w mojej głowie. 
  Odrzuciłem to stwierdzenie, ale puściłem Tytanię i cofnąłem się o krok. 
(Tiffany?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz