Weszliśmy do mieszkania Awerego. Już na samym wejściu prawie potknęłam się o kilka przedmiotów. Podniosłam spojrzenie. Zagracone było wszystko w zasięgu mojego wzroku.
- Przepraszam za bałagan. Rzadko mam gości. - Powiedział Arew.
- Spoko, nie lepiej niż u mnie.
Rozejrzałam się. Podłoga w korytarzu zrobiona była z wyblakłego drewna, ściany natomiast obklejone były staromodną tapetą w bladoróżowe róże. Po prawej, zaraz po małym przedsionku, znajdowało się otwarte wejście do kuchni, która płynnie przechodziła w jadalnię.
Weszliśmy do kuchni.
- Napijesz się zielonej herbaty? - Zapytał.
- Z chęcią. - Odpowiedziałam jedynie przez grzeczność. Tak naprawdę nienawidzę zielonej herbaty. Nawet jeśli wsypie do niej kilogram cukru, dalej jest gorzka.
Arew nalał wody do czajnika i włączył go. Oparłam się o zmywarkę i obserwowałam go, kiedy ustawiał kubki.
- Wolisz sypaną czy w torebkach? - Zapytał.
- A ty?
- Sypaną.
- To ja też.
(Wiem, fascynujące opo. Arew?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz