17 września 2015

Od. Tiffany

Tej nocy trudno mi było zasnąć. Wierciłam sie na łóżku. Dzisiaj jakoś... było mi niewygodnie.  Wiedziałam, że jutro zacznie się handel. Wiedziałam, że nie ma dla mnie nadziei. Gdy w końcu udało mi się zasnąć śnił mi się koszmar.  Byłam w jakiejś szkole. W Nowym Yorku. Przede mną stał smok. Był ogromny i miał ciemno-czerwone blade łuski. Jego oczy miały kolor zaschniętej krwi. Chwyciłam miecz. Smok tylko się zaśmiał:
- Tej nocy umrzesz... czuję twoją krew!
I drasną mnie w ramię. Poczułam piekielny ból w okolicach prawego ramienia. Krzyknęłam i spadłam z budynku. 
Obudziłam się zlana potem. Z ramienia gdzie drasną mnie smok spływała krew. Miałam na ramieniu ogromną czarną ranę, jak łuski smoka. Nade mną stała pani Wood. Uśmiechała się złowieszczo.
- Wstawaj złotko! Dzisiaj na targ! Wrzeszczałaś jakbyś się paliła, a tego przecież nie chcemy!   
Prychnęłam. Pani Wood była moją wychowawczynią w sierocińcu. Nigdy mnie nie lubiła i z wzajemnością. Była dla mnie wyjątkowo wredna, była skąpa i nienawidziła dzieci. Tych nie zaadoptowanych sprzedawała na targu niewolników. To było... takie okrutne.  Wstałam z przymusu. Na ramieniu miałam nie tylko ślady smoka, ale i ślady pazurów pani Wood. Zaczęłam się pakować. Wiedziałam, że z jednej strony może to być pomyślny dzień, a z drugiej strony, może to być koniec. Dzieci nie sprzedane na targu były zrzucane z klifu wyspy albo wypuszczane na górę Olimp jako ofiary dla wilczych duchów. Tam wszystkie ginęły. Mogłam też zostać zakupiona przez jakiś miłych gospodarzy, dla których będę tylko pomocą domową, dadzą mi wspaniały pokój i będę miała dobre jedzenie.  Mogę też trafić do ludzi surowych, do kopalni, do wojska albo jako chomik doświadczalny do SJEW'u. Gdy skończyłam harówkę poszłam coś zjeść. Na śniadanie była... papka. Jak zwykle. jedzenie tu było zimne, niezdrowe, niesmaczne, a czasem nawet trujące. Wzięłam swoją porcję i poszukałam wolnego stolika. Żadnego nie było. Poszłam więc do dwójki dziewczyn które chichotały i śmiały się na głos. Zamilkły kiedy ja przyszłam. Uśmiechnęłam się:
- Mogę się dosiąść? 
Dziewczyny zrobiły tylko duże oczy i odeszły ode mnie. Smutna usiadłam, znowu sama. 
***
Po śniadaniu pani Wood zebrała dzieci na targ. Uwielbiała takie dni, bo wiedziała, że może się wzbogacić. Miała więc dobry humor i nawet na mnie nie nawrzeszczała, że mam zakrwawione ramię. Otworzyła drzwi. Na polu stał podest, a na nim mównica dla pani Wood. Pod nią stali już pierwsi kupujący. Wood uśmiechnęła się i zaczęła czytać listę osób na targ. 
***
Rzadko zdarzały się takie dni w których wszyscy zostali sprzedani. Jednak dzisiaj tak było. Na końcu zostałam już tylko ja. Stanęłam na podeście. Wood z uśmiechem na ustach przedstawiła mnie licytatorom:
- Jest to dziewczyna.  Ma ładną i zadbaną cerę, silna, wysportowana. Idealna do pracy na roli! I do tego mądra! Kto da 40!?
Wszyscy milczeli. Osób było dużo, a nikt się nie zgłaszał. Modliłam się w duchu, abym trafiła gdzie kol wiek.
- A może 30? - zapytała Wood z nadzieją w głosie.
Cisza.
- 10? - głos pani Wood stanowił o tym że humor jej się pogarszał. 
- 5? - zapytała już bez entuzjazmu.
Wiedziałam ze to koniec. Jednak w oddali podniosła się czyjaś ręka:
- Ja ją kupie!
W powietrzu wyczułam magię.
(Ktokolwiek?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz