24 września 2015

Od Somniatisa cd. Tiffany

  W chwili, gdy banda hien skoczyła w naszym kierunku, przeobraziłem się w wilka, a wokół mnie i mojej małej towarzyszki rozbłysły czerwienią pieczęcie Obłędu. Przeciwnicy cofnęli się zdziwieni. Chyba obawiali się, że z pieczęci coś wystrzeli, jednak widząc, że nie zagrażają im w ten sposób jeden z nich skoczył w naszym kierunku. Widziałem jak Tytania szykuje się do skoku, więc zagrodziłem jej drogę.
- Zabije cię! - warknęła wściekła i zarazem zrozpaczona.
- Patrz! - odkrzyknąłem.
  W tej samej chwili napastnik znalazł się nad pieczęcią, przeleciał przez nią i w kręgu stał... niewielki, żółciutki kurczaczek. Chwyciłem go w zęby i rozgniotłem na miazgę. Krew spłynęła mi po brodzie i zaczęła kapać z pyska. Stałem, wpatrzony w szepczące stado za pieczęciami. Rzucali nam wściekłymi spojrzeniami, jednak żaden już nie śmiał się zbliżyć.
- Którędy powinniśmy iść? Daleko to? - spytałem mojej towarzyszki. - Znam swoje możliwości. Dwanaście pieczęci mogę przemieszczać wokół nas nie dłużej niż przez kwadrans. Po tym czasie nie będę w stanie prawie się poruszać. Jeśli nasz cel jest bliżej możemy ryzykować bieg.
- Czemu nie będziemy walczyć? - spytała wadera, marszcząc brwi.
- Walka jest zła - skrzywiłem się. - Zabijanie jest złe, szczególnie istot twojego gatunku. Już dostatecznie brzydzę się sobą za to, co przed chwilą zrobiłem. Jednak w ten sposób być może nie będzie musiał już nikt więcej ginąć.
(Tiffany?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz