14 listopada 2014

Od Assumi do Vincenta

-No to śpiewaj. –Usiadłam. –Chętnie posłucham.
Wilk zaczął śpiewać starą kołysankę o gwiazdach. Myślałam, że będzie fałszował, ale nie… zaśpiewał pięknie. Próbowałam nie robić zdziwionej miny. Klasnęłam w łapy na znak podziwu.
-Ładnie. –Powiedziałam. –A co do przytulanki to zaraz ci dam.
Sięgnęłam do wielkiego kufra. Miałam tam jednego miśka. Zrobiłam go jakoś tak niedawno na wszelki wypadek, gdyby przyszło mi gościć jakiegoś malucha, a nawet gdybym sama miała koszmary. Podałam go basiorowi.
-Dziękuję. –Wziął pluszaka i poszedł na wybrane wcześniej miejsce.
Na szczęście wilk spokojnie przespał całą noc, bo więcej nic mnie nie budziło.  Obudziłam się dopiero wczesnym świtem. Vincent jeszcze wtedy spał. Cały czas przyciskał do siebie misia. Postanowiłam, że zrobię nam małe wegetariańskie śniadanie. Pobiegłam do całorocznego krzaka malin. Zarwałam kilkanaście owoców. Oczywiście wcześniej wzięłam mały koszyk. Pozbierałam jeszcze kilka orzechów i owoców dzikiej róży. Po powrocie położyłam na stoliku z kawałka drewna oraz grubych gałęzi i rozdzieliłam to na dwie porcje. W sumie to całkiem duże wyszło te śniadanie. Podeszłam do wilka i zaczęłam go budzić.
(Vincent?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz