17 listopada 2014

Od Mixi do Roswell`a

Kto jak kto, ale ja się tak traktować nie pozwolę. No, dobra wyszłam na debilkę, kiedy nie rozróżniłam zapachu wilczego nocnego łowcy od ludzkiego, ale cóż ciągłe wylewanie łez skutkuje katarem... Dlatego, kiedy tylko Roswell stracił mnie z oczu zaczęłam iść w stronę swojej jaskini. Oczywiście poirytowana musiałam zastawić na niego pułapkę. Wiedziałam doskonale, że takie zachowanie pasuje raczej do kilkumiesięcznego szczeniaka niż do Alphy dużej watahy, ale każdy czasem musi się wyżyć. Nawet na członkach własnego stada. Zaczaiłam się w pobliżu pułapki czkając na ofiarę. Długo czekać nie musiałam, moim tropem szedł mocno wkurzony Roswell. Swoje ślady specjalne zrobiłam takie jakby mnie wleczono po ziemi, bo wiedziałam, że inaczej nawet by na nie nie spojrzał.
- Jakim cudem ona jest Alphą watahy? Nawet nie potrafi się obronić... - warczał pod nosem.
Jeszcze dwa metry i wpadnie. Jeden... I Roswell zawisł przywiązany tylną łapą do gałęzi drzewa. Nie umiałam powstrzymać śmiechu. Ten wielce cudowny basior wisiał teraz w powietrzu nie mogąc nic zrobić, więc tylko zaczął wyzywać autora tej pułapki od nie wiadomo czego. 
- Wyłaź tu natychmiast! - krzyknął w stronę krzaków za którymi się ukrywałam.
Zanosząc się śmiechem wyszłam z ukrycia.
- Cześć Roswell! Jak tam się wisi? - chichotałam.
- Uwolnij mnie ty... - potem posypała się długa fala wyzwisk.
- Mówi się proszę - upomniałam go dalej chichocząc. - Jeśli nie powiesz: "Mixi, ładnie proszę uwolnij mnie stąd" to jeszcze długo tam powisisz.
- Nigdy w życiu! Sam się stąd uwolnię!
- Powodzenia! Ja mam jeszcze mnóstwo spraw do załatwienia, więc lecę - uśmiechnęłam się szeroko.
Odwróciłam się i odeszłam powoli.
- Czekaj! - zawołał.
- Tak? Czyżbyś chciał coś powiedzieć? - uniosłam brwi.
Przełknął ślinę i ledwo słyszalnie powiedział.
- Mixi, ładnie proszę uwolnij mnie stąd.
- Co? Nie dosłyszałam... Możesz to powtórzyć? - jak się wyżywać to na całego. - Nie? Dobrze to ja idę.
- Mixi, ładnie proszę uwolnij mnie stąd...
- Ah! Trzeba było tak od razu!
Przeteleportowałam się na drzewo i odcięłam sznurek. Miałam nadzieję, że upadnie jakoś niezdarnie, ale bez problemu wylądował na czterech łapach.
(Roswell?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz