20 listopada 2014

Od Rose do Vincenta

-O…  o wiele lepiej… -Powiedziałam cichym głosem.
-To dobrze. –Odpowiedział Vincent. - Już się bałem…
-Troskliwiec… -Mruknęła siostra.
-Ona mogła zginąć, Assumi.
-I co z tego?
Poczułam się dotknięta tymi słowami. Mimo wszystko, miałyśmy wspólne więzi krwi i powinnyśmy traktować się z szacunkiem. Nic nigdy tak nie bolało. Żaden cios fizyczny, ani dotychczasowy psychiczny. Czułam jakby ona czekała, aż zginę. Dlaczego? Co ja jej zrobiłam? Nawet jej w żaden sposób nie uraziłam. Próbowałam być dla niej miła, ale się nie da. Widziałam, że wilki rozmawiają ze sobą podniesionym tonem, ale ich nie słyszałam. Nie zwracałam na nich uwagi. Patrzyłam tylko na różę za wejściem do jaskini, która powoli pozbywała się swoich płatków. To się stanie z każdym stworzeniem. Najpierw piękne i młode, później się starzeje i traci walory, a na końcu umiera. Przymknęłam oczy. Nie czułam obecności wilków. Nie czułam nic. Ani tego, że oddycham, ani bólu w klatce. Nic. Przede mną było tylko ciemność, a w niej jasny prostokąt na kształt drzwi. Widziałam w nich mamę, wystawiającą do mnie łapy jak do przytulenia. Nie czułam jak z moich oczu pociekły łzy. Nagle coś poczułam. To były lekkie uderzenia w pysk. Przed sobą zauważyłam głowę siostry ze sztucznym uśmieszkiem. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, co się stało. Byłam jedną nogą na tamtym świecie. Dobrze, że mam ich cztery a nie dwie…
(Vincent?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz