27 listopada 2014

Od Korso - Wyprawa

Otworzyłem oczy. Siedziałem na ziemi, na ciepłym mchu. Koło mnie paliło się ognisko. Żar jakby przyciągał mój wzrok. Wpatrywałem się w niego dłuższą chwilę. Oczy zaczęły łzawić, lecz nie potrafiłem się oderwać. I wtedy w płomieniu ujrzałem coś. Nim zdążyłem rozpoznać kształt, jedna z gałęzi pękła i obraz zniknął. Otrząsnąłem się i podniosłem. I napotkałem wzrok dziewczyny. Czerwone oczy przeszywały mnie na wylot. Jakby oglądała moją duszę. Powoli obchodziła ognisko i zbliżała się do mnie. Gdy była już prawie twarzą przy mojej, gwałtownie skręciła i weszła we mgłę. 
Nie wiedziałem co się stało. Chciałem iść za nią, ale ktoś mnie chwycił za ramię. 
Co tym razem? Odwróciłem się. 
Nie. Za dużo. 
Ona tam stała. Była człowiekiem, ale poznałem ją. Jak mógłbym zapomnieć. 
- Koorsoo~... - zaszczebiotała. 
Odskoczyłem do tyłu. Upadłem na ziemię i odczołgałem się od ognia. 
- Nie idź tam. Nie przeżyjesz - powiedziała z uśmiechem. 
- Śmierć mi milsza od ciebie - warknąłem. 
- Zawdzięczasz mi życie, przypominam. Masz u mnie dług. I wiesz co? - zbliżyła się do mnie na dwa kroki - Mógłbyś go wreszcie spłacić! 
Odsunąłem się jeszcze bardziej i podniosłem. Dziewczyna skrzywiła się. 
- Mówiłam, nie odchodź od ogniska. Póki chcesz przeżyć. 
- Ja też coś powiedziałem - dotknąłem swojej szyi - Śmierć wolę od ciebie. 
I skoczyłem we mgłę. Słyszałem jej krzyk za mną, ale nie obróciłem się już. Biegłem na oślep, byle dalej od niej. Biegłem długo. Minuty. Godziny. Dnie. A może zaledwie parę sekund. Stopy broczyły krwią, w gardle też czułem jej smak. W końcu upadłem, wyczerpany. Przekręciłem się na plecy, obawiając się najgorszego. 
I jakże nie mógłbym mieć racji. Nade mną ktoś stał. To nie była ona, lecz to już nie miało znaczenia. Osoba schyliła się i chwyciła mnie za koszulę, unosząc do góry. 
Świat zaczął rozpływać się dookoła. 
Zostały tylko ręce... 
(Aria?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz