Ostatnimi czasy na watasze tajemniczym sposobem pojawiało się coraz więcej narkotyków. Nie mogłem tego dłużej ignorować. Co prawda Mixi nigdy nie zakazała ćpania, jednak jestem pewny, że bogowie nie byliby zadowoleni, gdyby cała wataha się zćpała i przyszli jacyś najeźdźcy, zając nasz teren. Postanowiłem więc odstawić kryształy przeciwbólowe i zbadać tą sprawę! Pierwszą osobą, jaką odwiedziłem był Korso. Od dawna wiedziałem, że większość narkotyków i dobrego haszyszu pochodzi od niego. Basior jednak twierdził, że on racjonalnie korzysta ze swoich zapasów i nigdy by nie wypuścił na "rynek" większej ilości towaru, niż wie, że członkowie watahy są w stanie strawić.
Dla pewności przeprowadziłem jeszcze rewizję, ale stan ziółek Korso był jedynie nieznacznie zmieniony. Z tego co zauważyłem ubyło faktycznie nie tak dużo, choć znacznie więcej przybyło. Póki basior byłby jedynym dillerem watasze nie groziłoby żadne niebezpieczeństwo.
W takim razie musiał pojawić się ktoś nowy. Czyżby Erna wkroczyła do fachu? Nie... ona jest zbyt uczciwa i mądra. Doctor? Przy jego zdolnościach do szlajania się wątpię by miał czas. Mitsuki? Ona by chyba tylko flaki wszystkim wyrywała... żadne z nich nie wydawało się odpowiednie.
Nagle usłyszałem głośne śmiechy i krzyki. W jednym z nich wyraźnie rozpoznałem Shai.
- W sumie... gdzie tam mała tam kłopoty - mruknąłem do siebie. - Nie wykluczone, że będzie coś wiedzieć...
To, co zobaczyłem po przybyciu na miejsce przerosło wszelkie moje oczekiwania.
Trójka wilków, w tym Ookaminoishi, Shailene i ten nowy, którego imienia jeszcze nie pamiętałem, a który kręcił się tu od jakiegoś czasu, zataczali się po niewielkiej polance. W powietrzu unosił się zapach marihuany. Nieznajomy wilk krzyczał na jakiś korzeń, czarna wadera krzyczała na niego. Potem wszyscy jęli się turlać. Przez chwilę stałem, nie wiedząc co powiedzieć, oniemiały absurdem sytuacji.
Nagle ktoś mnie kopnął w łapę i oprzytomniałem nieco. Zmarszczyłem brwi.
- Co wy u diabła wyprawiacie! - krzyknąłem na radosną gromadkę.
Na chwilę wszyscy spojrzeli na mnie, przerywając turlanie się.
- Pacz-czaj Isaaaaaaaaaaaa! Rusz-szowa podusz-szka cossssss mówi! - wrzasnęła na całe gardło Shailene i wszyscy wrócili do swojego zajęcia.
Musieli się nieźle narąbać...
- Ookami! Ty też... - zwróciłem się z westchnieniem do leżącej najbliżej z błędnym wzrokiem wadery.
Czułem jak początkowa wściekłość ustępuje dojmującemu smutkowi i uciskowi w sercu. Niespodziewanie przypomniałem sobie, że jestem na głodzie kryształowym, co bynajmniej nie pomagało w doprowadzaniu do stanu używalności członków watahy.
(Shailene? Ookami? Isaac? Ktoś jeszcze? ^^)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz