7 kwietnia 2015

Od Narcyzy - Wyprawa

Wreszcie się ocknęłam.
Strasznie mi się w głowie kręciło.
Świat wirował.
Na środku pomieszczenia stała grupka osób.
Chciałam ich zawołać, ale nie miałam tyle siły.
- Ktoś... - wyszeptałam.
  Stojącą najbliżej szarowłosa dziewczyna odwróciła się w moim kierunku. Na jej twarzy odmalowało się zdziwienie. Powiedziała coś do pozostałych i podeszła do mnie. Mówiła coś, jednak nie byłam w stanie rozróżnić słów. Dziewczyna chyba poprosiła o pomoc, bo chwilę później uklękła przy mnie. Otoczył mnie ciepły blask i powoli zaczęły mi wracać wspomnienia. 
Pojawienie się dziwnej kobiety.
Walka.
Uderzenie.
- Co tu się właściwie wydarzyło...? - spytałam, siedzące przy mnie koleżanki.
- Właściwie nie do końca wiem... jakaś biała kobieta... myślałam, że wy będziecie w stanie nam coś o niej powiedzieć. - Mixi wyglądała na zaniepokojoną.
  Pokręciłam przecząco głową i podparłam się na ręce, wstając. Kątem oka wadziłam, jak Akuma pomaga się podnieść Ernie, a Korso Anastasii. Wadery posadziły mnie na najbliższym łóżku, same czyniąc to samo. Pozostali również zajęli miejsca.
- Ktoś właściwie wie, co tu się wydarzyło? - spytał Akuma w przestrzeń.
  Odpowiedziała mu cisza. Wszyscy patrzyli po sobie i tylko Korso smętnie spuścił głowę. Czyżby nadal się źle czuł? A może coś wie, ale nie chce nam powiedzieć?
- Eh... w takim razie powinniśmy dospać tą noc i wyruszyć na dalsze poszukiwania - oznajmił czarnowłosy chłopak. - Wszystkie położycie się w pokoju Mixi, Shai i Arii. Wyśpijcie się, a ja spróbuję nieco ogarnąć ten burdel.
  Zgromadzeni przytaknęli i zaczęli wstawać. Po ich twarzach widać było, że są zbyt zmęczeni, by cokolwiek innego zrobić. Pozostałam na miejscu. Dopiero wychodzący Korso zauważył, że nie idę z nami.
- A ty, Narcyzo? - spytał.
- Pomogę Aku. - Uśmiechnęłam się. Chłopak pokiwał głową i wyszedł.
  Zostaliśmy sam na sam z wysokim mężczyzną. Akuma zaczął się krzątać po pokoju, a gdy ujrzał, że chcę wstać, mu pomóc syknął "Siedź!". Posłusznie usłuchałam. Dalej patrzyłam jak się krząta po pomieszczeniu, nie wiedząc co powiedzieć.
- Aku...
- Dlaczego nie pójdziesz spać? - Chłopak zamarł w połowie ruchu. Nie patrzył na mnie. - Na pewno jesteś zmęczona.
- Ja...
- Wszyscy nieźle oberwaliście. Jedeym jednym z nielicznych, którzy nie odnieśli żadnych obrażeń, dlatego dam sobie z tym radę.
  Poczułam dojmujący smutek. Aku nie chciał, bym mu towarzyszyła.
- Rozumiem. - Westchnęłam i wstałam. - Dobranoc, Aku.
- Dobranoc...
  Nie dodał "Szary Kwiecie", ale czułam, że te słowa zawisły w powietrzu. Wyszłam i udałam się na spoczynek.
***
  Zwinęliśmy się przed wschodem słońca, zostawiając pieniądze w recepcji. Nie chcieliśmy się narażać, że ktoś nas zapyta co się wydarzyło w nocy. Nikt nie pytał, co się stało z Assumi, wiedzieliśmy, że Aku się nią zajął, jednak wszyscy byliśmy w dość ponurych nastrojach. Strata koleżanki bardzo osłabiła nasze morale. Dotychczas wszystko szło jak po maśle. Widać było za łatwo.
  Wydostawszy się z hotelu, wreszcie udaliśmy się do wybranej biblioteki. Był to całkiem spory gmach. W środku zastaliśmy całe mnóstwo regałów, zastawionych książkami. Staliśmy w wejściu, nie do końca wiedząc, co teraz powinniśmy zrobić.
- Możemy udawać, że szukamy książek? - zaproponowała z przekąsem Shailene, wychodząc przed naszą grupą i podchodząc do regału. - Jak ktoś znajdzie "coś ciekawego" to do razu zawoła resztę. Proste.
- Lepiej chodźmy w parach - stwierdził Aku. - Te... kujony wydają się być niebezpieczne.
  Skinęliśmy w milczeniu. Chciałam iść za chłopakiem, ale on dogonił Shai i zaczął z nią rozmawiać. Westchnęłam i podeszłam do Mixi.
- Mam nadzieję, że tym razem nie będziemy mieć aż takiej fazy jak w Barcelonie. - Uśmiechnęłam się.
- Ja też. Chodźmy, bo inni pierwsi znajdą odłamek! 
  Weszłyśmy pomiędzy regałami z przeciwnej strony niż Shai z Aku. Szłyśmy powoli, udając, że przyglądamy się grzbietom książek. Co jakiś czas przystawałyśmy i wymieniałyśmy kilka zdań na temat jakiejś książki lub znanego nam autora. A przynajmniej starałyśmy się, żeby to tak wyglądało, bo żadne z nas nie znała żadnego z autorów, widniejących na grzbietach ksiąg.
  Na którymś skrzyżowaniu ujrzeliśmy sylwetkę, przemykającą sąsiednią alejką. Spojrzałyśmy po sobie i skinęłyśmy głowami, porozumiewając się bez słów. Pobiegłyśmy za nim. Co jakiś czas widzieliśmy jego cień, skręcający do kolejnych alei. Biegłyśmy i biegłyśmy. Coraz dalej, coraz głębiej. Wkrótce nie wiedziałyśmy już, gdzie właściwie jesteśmy. Nagle wbiegłyśmy do ślepego zaułka. Nikogo tam nie było.
- Dziwne... - Mixi zmarszczyła brwi. - Mogłabym przysiąc, że widziałam jak wbiega do tego korytarza.
- Tak łatwo was oszukać. - Cichy szmer za nami. Błyskawicznie odwróciłyśmy się do zakapturzonej postaci.
  Błysnęły złowrogo okulary. Mężczyzna w prawej ręce ściskał olbrzymi sekator ogrodowy. Jego usta wygięły się w złowrogim uśmiechu. Lewa ręka zrobiła drobny ruch. 
- Uważaj! - krzyknęłam no Mixi i pchnęłam ją w bok. W moim ramieniu utkwiła niewielka łopatka ogrodowa. Syknęłam z bólu.
  Szarowłosa wpadła na półkę z książkami i kilka tomów zwaliło się na ziemię z drugiej strony. Wypowiedziałam krótkie zaklęcie, robiąc obszerny ruch ręką i w kierunku przeciwnika pomknęły dwa lisopodobne cieniste demony, które wydobyły się z pobliskich ksiąg. Uderzyły one w szatę mężczyzny, która opadła bezwiednie, jakby w środku było tylko powietrze. Znieruchomiałam zdziwiona. Co do...?
- Choć! - Mixi chwyciłam mnie za zdrową rękę i pociągnęła. - Nie mamy czasu do stracenia. Może się znów pojawić! Musimy znaleźć resztę!
  Przeskoczyłyśmy nad nieruchomym materiałem i pognałyśmy między regałami. Nagle biblioteka wydała mi się tajemniczym i upiornym miejscem.
- Pamiętasz, którędy do wyjścia? - zapytała Mixi, odwracając na chwilę głowę.
- Nie, uważaj! - krzyknęłam, bo przed nami była ściana.
  Dziewczyna w ostatniej chwili skręciła i pognałyśmy w prawo. Bieg przy ścianie dawał jakieś nadzieje na dotarcie wyjścia. Co jakiś czas tajemnicze postaci pojawiały się w różnych miejscach i ciskała w nas różnymi przedmiotami związanymi z ogrodnictwem. Kilka razy doszło też do niemal bezpośredniego starcia, jednak owi osobnicy zwykle rozpływali się pod dowolnymi atakami.
  Razem z Mix byłyśmy już nieźle poranione i gdyby nie tłumiona obawa, że jak się zatrzymamy to nigdy stąd nie wyjdziemy to na pewno bym się zatrzymała, by uleczyć nasze rany. A jednak biegłyśmy. Niespodziewanie wpadłyśmy na jakiegoś chłopaka. Cofnął się, wyczarowując w dłoni lód.
- Korso! - krzyknęła Mixi. - To my!
  Białowłosy zamrugał gwałtownie. Cała nasza trójka zatrzymała się i odetchnęła. Wokół nas panowała cisza. Spotkanie innego członka wyprawy podniosło nas na duchu. Ale coś się nie zgadzało... mieliśmy chodzić parami.
- Gdzie Aria? - spytałam, czując zimny dreszcz.
- Nie wiem... w pewnym momencie ten białowłosy okularnik zeskoczył z regału pomiędzy nas i się rozdzieliliśmy. - Korso wyglądał na zmartwionego. - Mam nadzieję, że nic jej nie jest.
- Ja też - poparła Mixi. - To był błąd brać ją na wyprawę. Od początku nic tylko ładuje się w kłopoty.
  Gdzieś poza nami rozległ się zgrzyt. Zdziwieni obróciliśmy się w tamtym kierunku. Ta postać nie miała peleryny. Była wysoka i szczupła, na sobie miała czerwony płaszcz, a jej włosy przypominały barwą krew. Okulary błyszczały złowrogo. Prawa ręką pociągnęła za rozrusznik piły mechanicznej.
- Potem pogadamy! Za mną! - rzucił Korso i pobiegliśmy w przeciwnym kierunku niż stała kobieta z piłą. 
- Macie jakiś pomysł, jak się stąd wydostać? - spytał, biegnący teraz na przodzie, Korso.
- Chyba jedynym wyjściem jest znaleźć odłamek! - krzyknęła do niego Mix. - Prawdopodobnie jest gdzieś tu, ale te kujony mogą robić z nami co chcę w tym labiryncie!
- W takim razie zróbmy coś, czego się nie mogą spodziewać! - wykrzyknęłam, zatrzymując się raptownie i przytrzymując koleżankę w miejscu. - Tam. - Uniosłam palec, wskazując na sufit.
- Co tam?
  Pokręciłam głową i zaczęłam się wspinać po półkach w górę. Pozostali stali na dole i patrzyli. Wreszcie dotarłam na szczyt i pomaczałam im, by zaczekali. Rozejrzałam się. Jak okiem sięgnąć wszędzie były tysiące regałów. Wytężyłam wzrok i... tak! Tam jest jakiś plac! 
- Musimy skierować się w tamtym kierunku! - Wskazałam lekko po skosie w lewo. - Tam coś jest!
- Jasne! Złaź! - Krzyknął Korso z dołu.
  Skinęłam głową i wstałam, by zacząć schodzić. Książka pod moją nogą niespodziewanie wysunęła się. Straciłam równowagę i runęłam na ziemię, z przeciwnej strony regału, niż stali pozostali. W ostatniej chwili zdołałam przywołać ręce demonów książkowych, by spowolniły lot i złagodził upadek. Mimo wszystko bolało.
- Narcyzo, nic  ci nie jest? - zapytała zza regału Mixi.
- Nnic, trochę się tylko potłukłam. - Odparłam, pocierając bolące miejsca. - Spotkamy się tam, gdzie pokazywałam!
- Powinniśmy poszukać przejścia i... - zaczął Korso, ale mu przerwałam.
- Nie ma sensu, skoro i tam zmierzamy w to samo miejsce. Widzimy się u celu! Będę pierwsza! - Pognałam biegiem, szukając skrętu w lewo. Zza sąsiedniego regału słyszałam kroki towarzyszy. Jednak po chwili musieli skręcić i zostałam sama. Przez dłuższy czas biegłam, nie niepokojona przez nikogo. Wśród ciszy. Poczułam się dziwnie. Nie zauważyli, że się rozdzieliliśmy?
  Wreszcie pojawiło się przejście w lewo, potem skręt w prawo, znów w lewo i... wypadłam w pustą przestrzeń. Ze zdziwienia, aż zakręciło mi się w głowie. Wszędzie wokół przechadzali się mężczyźni w okularach z różnymi przyrządami ogrodniczymi w dłoniach. Chodzili tam i z powrotem, przystawali na chwilę rozmawiając ze sobą półgłosem lub biorąc czy odkładając półkę z regału, po czym szli dalej. W pierwszej chwili widząc nieznajomą, zdyszaną i oniemiałą dziewczynę żaden z nich nie zareagował. Dopiero po chwili jakiś blondyn przechodząc zwrócił na mnie uwagę, co wyrwało mnie z osłupienia.
- A pani co tu robi...? - spytał.
- Ja...
  Jak na komendę oczy wszystkich okularników zwróciły się w moim kierunku.
- Ja właśnie wychodzi... - Zaczęłam się cofać, ale moją uwagę przykuł kryształ leżący na podeście w środku. - Albo i nie... szukam... książki.
- Oczywiście - powiedział drwiącym głosem ktoś z tłumu.
  Przez kujonów przebiegł szmer rozbawienia i wszyscy jak jeden mąż jęli zbliżać się do mnie. Cofałam się powoli, nie wiedząc co w tej sytuacji powinnam zrobić. Próbowałam zaczerpnąć złych mocy z ksiąg, jednak to nie działało. Nie mogłam znaleźć nic odpowiedniego. Wszystko było pełne jakichś przerażających wzorów matematycznych... 
  W pewnej chwili jeden z przeciwników zaatakował. Chwyciłam pierwszą z brzegu książkę i się nią zasłoniła. Papier rozdarł się na pół pod naporem motyki. Odskoczyłam zdziwiona. Nie wiedziałam, że jest tak ostra! Nagle koło mnie pojawił się Akuma i podciął nogi mojemu napastnikowi.
- Zepsułaś wszystko - warknął mi do ucha mijając mnie.
  Nie wiadomo skąd pojawiła się Shailene, a zaraz po niej Anastasia. Rozgorzała walka. Stałam w tym zamęcie, nie do końca rozumiejąc o co chodzi. Korso i Mixi, którzy dopiero co się pojawili zaczęli wspierać członków wyprawy. Wkrótce ja też zaczęłam ciskać w kogo popadnie masywnymi tomiszczami. W pewnym momencie ktoś chyba chwycił odłamek bo wszystko raptownie znieruchomiało. Błysnęło światło i kujony zniknęły. Staliśmy wszyscy w czymś, co wyglądało na bunkier. Panował półmrok, nie widzieliśmy swoich twarzy. Gdzieś nad nami słychać było głośne huki.
- Gdzie Aria? - zapytał ktoś, a pytanie zawisło w powietrzu.
- Czy jeśli kogoś nie było przy podnoszeniu kryształu to przenosi się razem ze wszystkimi? - Mixi wyszła na przód. W jej dłoni lśniło blado coś, co przypominało szkiełko od okularów.
  Nikt nie był jej w stanie na to odpowiedzieć.
- I tak nie wiemy jak wrócić. - Wzruszyłam ramionami. - Lepiej się tu rozejrzyjmy.
- Ra...
  Niespodziewanie do pomieszczeni wpadł jakiś mężczyzna w kurtce i spodniach moro. W dłoni ściskał karabin maszynowy, a na jego prawym ramieniu widniała czarno-czerwono-żółta flaga. Krzyknął coś po swojemu. Nagle coś huknęło i znieruchomiał z głupim wyrazem twarzy. Upadł prosto na ziemię!
- Yatta! 30:0 dla zajebistych! - ubrana w identyczny strój dziewczyna w okularach przeciwsłonecznych i z masywnym M-249 Saw w dłoniach. - Co tak stoicie dzieciaki? Spierdalamy stąd zanim moskale albo szkopy przybędą! To jest wojna! Nie ma czasu na zabawę!
  Nieznajoma wyprowadziła nas z pomieszczenia na zewnątrz, potem przez las, wśród odgłosów strzałów do niewielkiego budynku. Dopiero wtedy wyraźnie ją zobaczyłam. To była... Aria.
(Erna? Your turn^^)

2 komentarze:

  1. To chyba najdłuższa wyprawa jaką widziałam ;-; Super ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz na myśli opowiadanie, czy długość trwania eventu? xP

    OdpowiedzUsuń