Przedzierałam się przez tysiące chaszczy. Zmęczone łapy powoli odmawiały mi posłuszeństwa. Miałam już serdecznie dosyć tej tułaczki bez celu. Nie dość, że nie jadłam nic od ponad pięciu dni, to teraz jeszcze kręciło mi się w głowie. Nagle wyczułam coś. Był to zapach wilków. Może to jakaś wataha? Ciekawe, czy mnie przyjmą. Spróbowałam się skupić. Z zamkniętymi oczami poszłam za wonią. Jestem blisko. To musi być to, czego szukam. Niestety chybiłam. Znalazłam się przed wielką jaskinią, a może to był tunel? Niewiele myśląc, weszłam do środka. Jedyne, co dało się słyszeć, to moje kroki i plusk kropli spadających na dno pieczary. Nie była duża. Z oddali zauważyłam drugie wyjście. Pobiegłam szybciej ku niemu. Już prawie jestem. Nagle świat stał się niewyraźny. Poczułam, że moje ciało nie zgadza się na dalszy wysiłek. Zdążyłam jeszcze tylko wyjść na światło i zobaczyć dwa wilki. Mój umysł nie zdążył zarejestrować nic więcej, bo nieprzytomna runęłam na ziemię.
(Przepraszam, że się wcinam w Waszą akcję, dokończycie?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz