29 marca 2015

Od Akumy - Dzień Alphy

  Gdy rankiem na mój pysk padł pierwsze promienie wstającego dnia uśmiechnąłem się lekko. Zapowiadało się pięknie, spokojnie. W takie dni zwykle nie było wiele do roboty i można było się wybrać w poszukiwanie ziół, dobrych na różne rodzaje herbat. Byłem taki głupi... gdy dzień zapowiada się zbyt pięknie to na sto procent coś go zepsuje.
  Wstałem z mojego posłania pod gołym niebem i rozciągnąłem się, ziewając. Spokojnie ruszyłem przez las Eteru. Gdy przechodziłem koło jaskini Mixi usłyszałem z niej podejrzane hałasy. Zaniepokojony podszedłem do wylotu.
- Mixi...? - zapytałem w przestrzeń.
Jakby w odpowiedzi na moje wołanie coś wyskoczyło z nory jak z procy, przewracając mnie. Szybko pozbierałam się na nogi i obróciłem w kierunku owego cosia. W pierwszej chwili nie byłem w stanie rozpoznać postaci, ubranej w barwną, hawajską koszulę, różowe kroksy, słomkowy kapelusz i przeciwsłoneczne okulary kujonki w oczorzutnie żółtych oprawkach. Cała postać niemal emanowała dziwnym blaskiem. Zamrugałem.
- Mmmixi...?
- O Akuś! - Wadera jakby dopiero teraz nas zauważyła. - Dobrze, że jesteś! Jadę na wczasy! Zajmij się moją puci puci watahą, ciao!
- Mi...! - Chciałem zaoponować, ale wadery już nie było.
  Westchnąłem. To się zawsze tak kończy... A miałem zbierać ziółka. nagle uderzyła mnie pewna myśl. Co powinienem teraz zrobić...? Skąd właściwie Mixi wiedziała, co ma robić?! Jednym susem wskoczyłem do jaskini wadery. Na pierwszy rzut oka było pusto, jednak potem odkryłem teczkę, a w niej... aż jęknąłem. Zbiór danych wszystkich członków watahy. Bez wahania przekartkowałem do siebie: "Stary, zgrzybiały basior, bez poczucia humoru, myślący, że jest fajny, choć nie jest. Silnie uzależniony od Herbaty, przez co niezdolny do normalnego funkcjonowania. Przy niedoborze udaje, że umiera, ale wszyscy wiemy, że robi to by wadery na niego leciały."
  Westchnąłem. Miałem nadzieję, że Mixi nikomu tego nie pokazuje.
- Aku? - odwróciłem się do wejścia. Stała w nich Erna. - Coś się stało? Wyglądasz blado...
- Nnnic... - odparłem, odwracając pysk do wadery. - W czymś ci pomóc?
- Właściwie to przyszłam do Mixi...
- Ja jestem Mixi! - Sam nie wiedząc co właściwie czynię chwyciłam leżącą na podłodze szarą farbę (czyżby Mixi farbowała futro?) i wylałem ją nas siebie. Zebrałem z ziemi błękitne pióra i przyczepiłem sobie do grzbietu. - Jak mogłaś mnie nie rozpoznać?
- Aku, skończ ćpać. - Erna przewróciła oczami. - Olimpijczycy przemówili i chcieli się widzieć z Mix.
- Zaraz się z nimi spotkam. - Zacząłem gorączkowo przeszukiwać szuflady.
- To nie jest śmieszne - Erna podeszła do mnie. - Przestań szperać w biurku Alphy jakbyś była Alphą!
- Jest! - wykrzyknąłem na raz, wyjmując z szafki plastikową koronę. Wsadziłem ja na głowę. - Idealnie! Teraz na pewno nikt mnie nie pozna!
- Aaaaaaaaaaaaaakuuuu... - Erna patrzyła na mnie z politowaniem. - Co ty...
  Gdzieś z ciemności wyłonił się pysk jakiegoś basiora, omotanego w czarne szmaty.
- Co ty odwalasz? - zapytał, po czym zniknął.
- Kto to był? - zamrugałem gwałtownie oczami.
- Nie mam pojęcia, powiesz mi wreszcie?
- Nie mam czasu, idę umrzeć!
  I nie czekając, aż Erna zastosuje jakieś bardziej zdecydowane środki, by wydusić ze mnie informacje pognałem w kierunku Olimpu. Zostawiając za sobą szare ślady wbiłem na złote schody, potem wbiegłem po nich na górę. Zdyszany przystanąłem przed wejściem do sali tronowej.
- Zaczekaj... - Usłyszałem za sobą głos jakiejś wadery. Z przestrachem obejrzałem się, by zobaczyć dziewczynę z tęczową skarpetką na twarzy. - Gdzie Mixi?
- No bo ten...
-  Oh no dobra, przecież widzę, że nie masz tego towaru co zawsze. - Wilcza bogini chyba musiała się uśmiechnąć, bo skarpeta wygięła się podejrzanie w okolicy ust. - No nic. Ale następnym razem nie wpuszczę cie jak zapomnisz!
- Oczywiście, dziękuję za łaskawość - mruknąłem i wszedłem do sali tronowej.
  W środku nie było nikogo, prócz jakiegoś wychudzonego, pluszowego misia na tronie Zeus. Drzwi zatrzasnęły się z cichym trzaskiem. Byłem sam na sam z... tym.
- Mixi! Jak miło cię widzieć! - wychrypiał pluszak. - Masz TO? Nie? Jaka szkoda... Iris musiała cię ze wszystkiego ograbić. - Misiek skrzywił się. - Co cię tu sprowadza.
- Ja właśnie wychodził... am - powiedziałem niepewnie. Jak dotychczas wszyscy dawali się nabrać na moje przebranie. To mnie niepokoiło. Chciałem tylko, by Erna dała mi spokój...
- To idź. 
- Mam iść?
- Masz iść. - Pluszak pokiwał na zgodę głową.
- Na prawdę mogę?
- Na prawdę możesz.
- Nie będziesz się gniewał? - nie wierzyłem słowom tej kreatury.
- Nie.
- Nie przeszkadza ci, że przyszyłem i idę?
- Nie. Nie masz dragów. Nie potrzebuję cię.
- To dobrze, do widzenia.
  Wyszedłem z sali tronowej olimpu prosto na jakąś polanę. Uświadomiłem sobie, że stoję jedną łapą w Jeziorze Tysiąca Marzeń. To mnie musiało obudzić. Widać, za bardzo się ostatnio martwię o Mixi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz