31 marca 2015

Od Hoinkasa do Vi

Wyszedłem z nory i przeciągnąłem się. Ale nuuudy. Nie ma co robić, nie ma z kim... Gdzie się wszyscy podziali? Ernę gdzieś wyrwało, a ja zostałem sam. Ech, ech, ech. Może kogoś odwiedzę?
Rozejrzałem się. Tylko kogo? Może... Hmm... Wiem! Odwiedzę Korso!
Ruszyłem czym prędzej w drogę. Minąłem pół watahy i choć chciałem podczas tej podróży opisać piękno przyrody, jaka mnie otacza, to piszącemu się śpieszy i wyrzucił mój barwny opis do kosza. Dzięki, redaktorze!
Nie ma za co. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. 
Wpadłem do nory Korso.
- No hej, co tam? - zapytałem radośnie.
Basior poderwał się z ziemi, rozsypując całą zielną zawartość jakiejś miski. Rozpoznawszy mnie, uspokoił się i pozbierał wszystko.
- Hej, Kshr - powitał mnie - Przestraszyłeś mnie, myślałem, że to Doctor.
- A jednak ja! Mam nadzieję, że cię nie zawiodłem.
- Skądże, wręcz przeciwnie - zaśmiał się - Co cię do mnie sprowadza?
- Tak wpadłem, pogadać. Jeśli nie jesteś zajęty, oczywiście?
- Nie, nie, spokojnie. Zaraz zrobię herbatę, siadaj.
Usiadłem sobie na ziemi i czekałem. Basior krzątał się i latał od szafki do szafki. W końcu zatrzymał się, zamyślił i odwrócił.
- Nie wiem jaką herbatę lubisz, a nie chcę ci wciskać czegoś, co ci nie zasmakuje... Muszę polecieć na chwilę na dół, a ty wybierz sobie coś z tej szafki. Masz tu podpisane wszystko... Zaraz wracam!
I poleciał w głąb nory. No tak. Jego dom wydawał się mały, ale tylko, gdy nie widziało się przejścia w dalszą jej część. W rzeczywistości, bogowie raczą wiedzieć, jak była duża.
Podszedłem do szafek i spoglądnąłem weń. Co my tu mamy... Malina? Zbyt pospolite. Rum? Za mocne. Nagietek? Eee, nie.  A to co? Oj, wróóóć...
Słoik potoczył się, a ja wybiłem do przodu, żeby go ratować. W efekcie zniszczyłem tylną ściankę szafki. Gdy chciałem ją naprawić, moim oczom ukazał się rząd słoiczków pełnych jakichś ziaren. A to cwaniaczek z tego Korso. Chwyciłem parę ciekawie wyglądających nasionek, wstawiłem ściankę na miejsce i łup wrzuciłem wraz z maliną do mojej herbaty. W tym momencie wrócił basior.
- I jak? Co wybrałeś?
- Eee, malinę.
- Łagodnie? Jak chcesz - uśmiechnął się.
Zdjął naczynia z ognia, postawił na ziemię i dosiadł się do mnie.
- Więęęc... Co słychać?
- Ano właśnie nic. Erna gdzieś uciekła i się tak jakoś pusto zrobiło.
- Znam to doskonale, bracie. Ale tak to jest, gdy przyjaźnisz się z podróżnikiem w czasie.
- Co?
- Nie, nie, nic, nic... Herbatę można już pić.
Upiłem łyk.
- A co u ciebie?
- Jak mówię, Doctor gdzieś uciekł, Aria skacze pewno po drzewach... I tak zostałem tu sam. Szczerze, nie spodziewałem się już gości dzisiaj.
- No widzisz?
- Tak, dobrze, że wpadłeś. Zanudziłbym się tutaj...
Skontrolowałem kubek. Połowa naparu dziwnym trafem zniknęła. Meh.
I tak upływała nam rozmowa. Małomówny Korso dziś, dziwnym trafem, okazywał się dobrym towarzyszem rozmowy. Żartobliwy, lecz wciąż jednak wyważony.
- Ty, a słuchaj Korso - zagadałem upijając górę trzeciego kubka - A ty nie myślałeś, żeby kiedyś się tu ustabilizować?
- Co przez to rozumiesz?
- No wiesz, zamieszkać z jakąś waderą. I ten, wiesz. Żyć razem.
- Aaa, ty o tym - zaśmiał się basior - Może i byłoby miło... Ale mi nie spieszno. Na siłę też nie będę próbował...
- Ty, a słuchaj...
Nachyliłem się nad stołem.
- A jak myślisz, ja mam u którejś szansę?
Korso spojrzał na mnie badawczo.
- Hmm... Na pewno, ale ja się tam nie znam...
- Wątpisz we mnie?
- Nie, nie! Chodziło mi o to, że nie mam pojęcia, która cię lubi...
- Tak, teraz się wykręcaj! A ja ci pokażę, że mam szansę! Zakład? O herbatę!
Basior przekrzywił głowę.
- Picas, tyś na pewno malinę wziął?
- Co? Aaa, ten, no... Ja lecę na podbój! Widzimy się, jak będę odbierał nagrodę za zakład!
I wyleciałem z chaty.
***
Korso upił łyk z naparu Kashariego. Posmakował chwilę, po czym pokręcił głową.
- Kashari, Kashari.. - westchnął - Widzę, że wyczaiłeś jedną ze skrytek. Ale kto ci kazał brać afrodyzjaki... Skaranie boskie z tymi wilkami. Trzeba to wszystko poprzenosić na dół...
***
 Ja nie dam rady? Ja nie dam rady? Oj, zobaczymy, Korso!
Skierowałem się ku najbliższej znanej mi waderze.
Może opis drogi? Ha, żart. 
Gdy dotarłem, akurat siedziała sobie przed norą. Witaj, przygodo!
- Hej Vi! - zawołałem.
(Veela :3?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz