Skrzywiłem się lekko z niesmakiem.
- To dłuższa historia, jednak sprowadza się do tego, że było nas niewielu, nie znaliśmy technik ludzi, nie doceniliśmy ich i nie zapobiegliśmy katastrofie - wyjaśniłem. - Teraz przyszedł czas zapłaty za naszą lekkomyślność.
- Zaprowadzisz mnie do innych? - spytała wreszcie dziewczyna.
- Już myślałem, że nigdy mnie o to nie zapytasz. - Wstałem i skłoniłem się nisko przed Mirielle, po czym wyciągnąłem do niej rękę. - Czy pani pozwoli, że zaprowadzę ją w pewne miejsce?
Dziewczyna chwaciła moją dłoń, nieco niepewnie, a ja powiodłem ją do wyjścia z kawiarni. Zapewne nie zauważyła nawet, kiedy pozostawiłem na stoliku zapłatę z napoje. Słonecznymi ulicami z białego marmuru spacerowało wielu ludzi, niektórzy dokądś spieszyli, inni cieszyli się dniem. My szliśmy dość szybko, jednak przez cały czas zabawiałem towarzyszkę rozmową. Opowiadałem jej o dawnej watasze, o jej członkach, o tym jak teraz mi się żyje i jaki ten kraj jest niezwykły.
Kilka(naści? dziesiąt?) minut później staliśmy przed pięknym budynkiem z czerwonej cegły nad brzegiem morza.
- Oto i on. Dom naszej Alphy - oznajmiłem pogodnie.
(Mirielle?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz