10 stycznia 2016

Od Argony cd. Roriego

Obudziłam się w jakimś pomieszczeniu. Byłam sama. Przez chwilę wzrok przyzwyczajał się do panującego tam półmroku, nim byłam w stanie cokolwiek dostrzec. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam. Pokój był urządzony dość przytulnie i nie miałam wątpliwości do kogo mógł należeć. Sądząc po dziewczęcym wyglądzie i fakcie, że policja zapewne wepchnęłaby mnie do ciasnej celi wywnioskowałam, że Rori musiał mnie ulokować w pokoju swojej siostry. Mała, nienawidząca wszystkich, którzy zadawali się z jej bratem. Mam nadzieję, że umieścił mnie tu za jej zgodą, bo chyba w przeciwnym razie pożre mnie żywcem.
Wstałam i poczłapałam chwiejnie do wyjścia z pokoju. Ku mojej uldze byłam dalej w tych samych ubraniach, co uprzednio. Wyjrzałam powoli na korytarz i uznawszy, że nikogo tam nie ma wyszłam z pomieszczenia. Jednak nie uszłam daleko, gdy usłyszałam głos za swoimi plecami:
- Co ty robisz? Powinnaś leżeć w łóżku!
Niechętnie obróciłam się, by ujrzeć małą siostrzyczkę Roriego. Nie wyglądała na zadowoloną tym, że wyszłam z pokoju. Jeszcze mniej zadowolona musiała być z faktu, że wogóle tu jestem, ale najwyraźniej blondyn przekonał ją, że to konieczne.
- Nic mi nie jest – oznajmiłam, demonstrując sprawność swojego ciała. – To, czego nie uleczyliście wy, uleczyłam sama.
- Ale i tak lepiej by było, gdybyś na razie została w tamtym pokoju – odparła na to dziewczyna. Czy mi się wydaje, czy nigdy mi się nie przedstawiła? – Zrobiłam ci nawet kawy!
Skrzywiłam się na dźwięk tego słowa. Nie lubiłam kawy. To znaczy ładnie pachniała i wogóle, ale smakiem chowała się przed większością innych trunków.
- Podziękuję – odparłam. – Muszę pogadać z Rorim. Mam lukę w pamięci.
- Wyszedł – oznajmiła szybko dziewczyna. – Możesz na niego poczekać… w tamtym pokoju.
- Wyszedł? Gdzie…? – Nagle stałam się czujna. Chyba nie zrobił tego. Raczej… no przecież nie zostawił mnie pod opieką młodszej siostry i nie wyruszył za współrzędnymi.
- Do sklepu. Skończyło się jedzenie w lodówce. – Siostra Roriego skłamała płynnie, bez mrugnięcia okiem, a jednak byłam pewna, że kłamie. Przecież chłopak mógł wymyślić dowolny przedmiot, więc równie dobrze mógł wymyślić potrzebne składniki. Westchnęłam i ruszyłam w przeciwną stronę, niż stała dziewczyna.
- Dokąd idziesz? – spytała, ruszając za mną. – Słuchaj, to nic osobistego, wolałabym, by ciebie tu nie było, jednak Rori…
- Jest idiotą – mruknęłam, przerywając dziewczynie w pół słowa i zatrzymując się. – Pewnie sam poszedł dalej, zostawiając mnie tu. I pewnie liczy, że się nie zoriętuję.
- Nawet jeśli, to i tak nie wiesz, gdzie poszedł. – Stojąca za mną postać miała rację. Nie wiedziałam, gdzie mój „ochroniarz” mógł się udać, jednak jednego byłam pewna, nie dam mu całej zabawy zgarnąć dla siebie. Nie ma tak dobrze.
- W takim razie… - zaczęłam, nie wiedząc jeszcze, co powiem, nim nie zostało to wypowiedziane. Ale gdy już zostało, wiedziałam, że nie mogłam powiedzieć nic innego. – Podskoczę sobie na chwilę na posterunek SJEW-u, pogadać nieco z władzami.
Ruszyłam w dalszą drogę, jednak efekt zepsuło trafienie na koniec korytarza, gdzie bynajmniej nie było schodów. Nie chciałam ryzykować skoku przez okno po ostatnim nieudanym locie. Odchrząknęłam i obróciłam się na pięcie. Bez słowa przeszłam koło dziewczyny. Niespodziewanie chwyciła mnie za rękę i nim się zorientowałam byłam... gdzieś. Nie poznawałam tego miejsca. Było dość ciemne i ponure. Okna były zabite deskami, nigdzie nie widziałam drzwi. Siostrzyczka Roriego natychmiast mnie puściła. Musiała nas teleportować. Spojrzałam na nią z ukosa i nagle zapragnęłam uciec. To pragnienie było tak palące i pierwotne, że się mu poddałam. Ruszyłam biegiem na najbliższe okno i zbierając wokół rąk mrok rozbiłam deski. Na zewnątrz nie było lepiej niż w środku. Ponure i brudne ulice Areny 9. Nie bacząc na ponury wzrok jednego z bezdomnych ruszyłam biegiem w losowym kierunku. Nie byłam częstym gościem w tym regionie, więc to nie miało znaczenia. Przybrałam moją wilczą formę, nie zwalniając nawet biegu i skręciłam w jakąś ciemną uliczkę. Prawdę mówiąc mogłam teraz uchodzić za nieco przerośniętego, wygłodzonego psa z tych okolic, co bardzo mi odpowiadało. Przemykałam brudnymi uliczkami w poszukiwaniu... czegoś.
Wkrótce owo coś rzeczywiście pojawiło się na mojej drodze i miało formę małego czarno-czerwonego smoka. Przystanęłam i spojrzałam na to coś. 
- Draken...? - zdziwiłam się. Nie widziałam smoka od... ugh, odkąd odeszłam. Spochmurniałam. 
  "W rzeczy samej" smok przyglądał mi się bez mrugnięcia okiem. "Ten sam."
Zapadła krępująca cisza.
  "Gdy przed chwilą usłyszałem twoje telepatyczne wołanie w pierwszej chwili myślałem, że mam omamy. Przecież..." zawahała się.
- Śmierć to nie jest coś, co może trwać przez wieki - powiedziałam ponuro. - W każdym razie moja już nie trwa.
  Znów zapadła cisza. Przybrałam formę człowieka.
- Pozwolisz, że wyjaśnię ci to kiedy indziej? - spytałam, patrząc smokowi prosto w oczy. - Zaraz mój przyjaciel wpakuje się w jakieś poważne kłopoty z mojego powodu. Muszę go znaleźć.
  "Przyjaciel? Ciekawe, nie przypominam sobie, byś kogoś tak nazywała" na te słowa machnęłam tylko ręką. "Kto?"
- Rori, wysoki blondyn, wyglądający jak typowy mięśniak-gangster. Możesz go dla mnie znaleźć? - Smok pomachał nerwowo skrzydłami.
  "Kiedyś pewnie byłoby to możliwe, ale w obecnych warunkach... trudno jest skryć się smokowi w tłumie wron. Ale mogę spróbować."
  Skinęłam głową i Draken poderwał się do lotu. Poczekałam jeszcze chwilę, aż wyleci poza zasięg moich myśli i zaczęłam się zastanawiać, jak mogłam o nim zapomnieć. Przecież kiedyś byliśmy nierozłączni... tyle razem przeszliśmy.
  Ruszyłam powoli w głąb uliczki, nie chcąc pozostawać w miejscu, na wypadek gdyby siostra Roriego zdecydowała się mnie szukać. Miałam jednak nadzieję, że po prostu wróci do domu. Albo powie temu idiocie, że jej uciekłam. To też mogłoby zadziałać.
  Po kwadransie smok powrócił, dyszał ciężko. Wyciągnęłam ramię, by mógł na nim wygodnie wylądować. Twarde pazury wbiły się w moją skórę, w kilku miejscach pociekła krew.
- I?
  "Widziałem kogoś odpowiadającego twojemu opisowy jak zmierzał na Arenę 8" oznajmił.
- W takim razie tam się udamy - zadecydowałam. Poczekaj idioto, idę do ciebie!
(Rori^^ Masz dobry wpływ na Argo, już dawno nie nazwała nikogo tyle razy idiotą XD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz