23 stycznia 2016

Od Argony cd. Rori'ego

Duży, silny chłop, a zostawić takiego na chwilę i już wpakuje się do piwniczki winnej i upije w trupa. Jutro będzie miał niezłego kaca. Wsunęłam się pod kołdrę. Przez chwilę zastanawiałam się, czy ktoś nas tu nie znajdzie, jak tak po prostu pójdziemy spać. Uniosłam do góry dłoń z pierścieniem w kształcie smoka. Czerwony rubin zalśnił w świetle, którego źródła nie dało się zlokalizować.
- Możesz mnie ostrzec, jeśli ktoś chciałby zejść do piwniczki? – spytałam go. Smok się poruszył i delikatnie spełzł z palca. Skinął ponuro łebkiem. Nie musiał nic przekazywać telepatycznie. Czułam niemal fizycznie jego ból. – Posłuchaj – szepnęłam, by nawet leżący opodal Rori nie mógł mnie dosłyszeć. – Więcej cię nie opuszczę.  Wtedy… naprawdę żałuję. Żałuję tego wszystkiego. Ale nic już z tym nie zrobię. Nie będę cię przepraszać, że cię porzuciłam. Mogę jedynie obiecać, że nie zrobię tego więcej. Możesz przyjąć tą obietnicę lub nie… Nie zmuszam cię do niczego.
„Nie możesz” przytaknął i nieco, tylko nieco, się rozpromienił. „Lecę w takim razie”.
- Leć.
Położyłam się na miękkiej poduszce. Było tak ciepło i przyjemnie. Tak bezpiecznie. Złudnie bezpiecznie. Jutro znów ruszymy w drogę za niepewnymi wskazówkami. 
Szybko zasnęłam. A we śnie byłam w spokojnym i cichym miejscu. Las. Przez korony drzew przebijały się promienie słoneczne. Stałam niepewnie wśród drzew, w blasku dnia. Wydawało mi się, że to miejsce jest tak znajome, a jednocześnie… nigdy w życiu go nie widziałam. Coś się delikatnie w krzakach poruszyło. Spojrzałam w tamtym kierunku, by zobaczyć, jak wyskakuje z nich mały, biały zajączek. Zajączek… w miejscu tak spokojnym jak to nie boi się człowieka. Powolnymi skokami oddalił się w swoją stronę. Ruszyłam powoli po miękkiej ściółce w głąb tego miejsca. Chciałam się przekonać, gdzie jest miejsce, w którym coś takiego może istnieć. Coś ze śmiechem przebiegło przede mną. Dwoje dzieci o roześmianych buziach, z których jedno miało Różki i pojedyncze, czarne skrzydło, a drugie o białych skrzydłach i tych… niewidzących oczach… przemknęły przede mną i zniknęło w gąszczu. Stałam jak oniemiała. Niektórych twarzy się nie zapomina. Nigdy. Podniosłam dłoń do twarzy, by wyczuć wilgoć w kącikach oczu. 
~ Więc ich pamiętasz? ~ głos na samym skraju widoczności, kątem oka widziałam jego sylwetkę, jednak gdy się odwróciłam, nikogo tam nie było.
Nie musiałam pytać, kim jesteś? Nie musiałam obracać się i wrzeszczeć. Gdzie jesteś?! Pokaż się!! Nie chciałam go zobaczyć. Zacisnęłam powieki. Zacisnęłam pięści. Nie poruszyłam się. To sen. Muszę tylko otworzyć oczy. Podmuch wiatru owionął moją twarz. Chłód przy mojej twarzy. Kilka centymetrów od niej. Wrażenie obecności.
~ Pamiętasz co im się przydarzyło? ~ tym razem głos miał swe źródło bezpośrednio przede mną. Tak blisko. Przez kręgosłup przebiegł mi dreszcz. Niewiele brakowało, bym zaczęła się trząść… jednak byłam na to zbyt sparaliżowana strachem. Obudź się. Obudź się. Obudź się.  – szeptały głosy w mojej głowie. Próbowałam przejść przez granicę, wydostać się z tego paskudnego miejsca, jednak drzwi pozostawały zamknięte.
~ Pamiętasz, dlaczego? ~ spojrzenie jego oczu chciało przedrzeć się przez zamknięte powieki. 
- Łeb mi pęka…
Zerwałam się gwałtownie, dysząc ciężko i zaciskając pięści na poduszce. Siedziałam w kącie, otoczona przez półki z winem. Zauważyłam, że kołdra wylądowała po przeciwnej stronie pomieszczenia i tylko poduszka nadal przy mnie została… Kilka metrów dalej jasnowłosy chłopak rozcierał obolałą głowę. Przez chwilę nie mogłam skojarzyć jego twarzy, jednak po chwili, gdy resztki snu rozwiały się, uświadomiłam sobie, że jest to przecież mój „ochroniarz” Rori.  Szybko powróciłam do siebie.
- Po tym co wczoraj wychlałeś to nic dziwnego – mruknęłam, ze swojego miejsca w kącie.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, potem na materac, potem na kołdrę i znów na mnie.
- Walczyłaś z niewidzialnymi krasnoludkami? – spytał, nie do końca przytomnie.
- Nie – wstałam ze swojego miejsca, otrzepując spodnie z kurzu. Rzuciłam poduszką w chłopaka, jednak uchylił się. – Skombinowałbyś coś na śniadanie… i jakieś tabletki dla siebie, bo źle się będzie pracowało z kacem.
Podeszłam do niego i usiadłam na materacu. Chłopak w kilka sekund wymyślił jajecznicę na boczku i już sięgał po butlę wina. Skrzywiłam się na ten widok.
- Co robisz? – spytałam ostro.
- Zwalczam kaca klinem – odparł.  – To zwykle najskuteczniejsze.
- Żadnego klinu! – podeszłam do niego i odebrałam mu butelkę. – Aspiryna i witamina C powinny wystarczyć.
- Daj spokój, tylko kilka łyków – zaprotestował słabo chłopak, jednak widząc moją rozgniewaną minę zrezygnował i ustąpił. Aspiryna zaczęła cicho bulgotać w kubku wody. Chłopak podniósł go i zamieszał ruchem okrężnym. – Czemu jesteś tak nerwowa? Źle spałaś?
- Zostawiłeś mnie idioto – mruknęłam, ponownie siadając na swoim miejscu i biorąc się za jajecznicę. – Więc jaka powinnam być? Szczęśliwa?
- Przecież nie zostawiłem cię bez powodu. – Rori podrapał się po karku. 
- Taaa, mówiłeś. Jakaś ruda małpa uświadomiła ci, że nie powinieneś mnie ochraniać, bo nie umiesz – parsknęłam. – A ty jak ostatni dureń jej uwierzyłeś.
- Wtedy nie mogłem cię obronić. - Spojrzał w moje oczy, nagle śmiertelnie poważny. – Jeśli to zdarzy się ponownie…
- Sama umiem o siebie zadbać. – Nadęłam usta jak tsundere w geście naburmuszenia, jednak szybko zrezygnowałam z tego manewru, bo z wydętymi ustami ciężko mówić. – Poza tym tak naprawdę nie ma dla mnie miejsca, w którym byłabym bezpieczna.
- Z Ritą byłabyś… - odparł. Rita… a więc tak się nazywa ta dziewczyna!
- Nie koniecznie. Już wcześniej pracowałam nad technologiami blokującymi magiczne moce. W laboratorium zupełnie inaczej postrzega się świat. Wszystko ma zwrot, kierunek i cel. Jeśli zablokujesz zwrot, siła nie otrzyma kierunku i nie dotrze do celu. Możesz oczywiście również zablokować cel, jednak nie będzie to tak efektywne. Rita bez teleportacji nie dałaby rady obronić mnie lepiej, niż ty.
(Rori?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz