Stałem na przystanku autobusowym i czekałem. Męczące było przyjście tu z tą głupią skręconą lub... skręconą nogą. Wreszcie przyjechał autobus, wsiadłem i zległem na najbliższym wolnym krześle. Teraz tylko czekać na dojazd do Areny 8. Po półtorej godzinie dotarłem na mój przystanek. Wysiadłem i po raz kolejny spojrzałem na współrzędne. Odpaliłem GPS i wpisałem co trzeba. Okej, miejsce-zagadka znajduje się kilka ulic stąd. Ruszyłem kulejąc w odpowiednią stronę, mam się spodziewać baru, a raczej magazynu alkoholu. No, raj dla gościa z problemami. Droga do celu nie była łatwa musiałem skręcać i przechodzić przez ulice, nawet dwa razy przeskoczyłem przez płot i raz przez ogrodzenie. Po kolejnej godzince znalazłem się na tyłach baru w starym stylu "Tawerna pod trzema kotami". Przemknięcie koło wejścia głównego i przechodniów bez wzbudzania najmniejszego zainteresowania poszło łatwo. Zbyt łatwo. Nawet przez chwilę nakazywałem sobie ostrożność, ale to nie w moim stylu. Znalazłem wejście do piwnicy i bez namysłu zacząłem wchodzić do ciemnego pomieszczenia. Zamknąłem za sobą i ogarnęła mnie cisza przerywana jedynie kapaniem wody i moim oddechem. Nie szczelne rury, co? Ponadto pachniało lochem, winem i stęchlizną, co w połączeniu dawało drażniącą nos mieszankę. Ruszyłem ciemnym korytarzem i po dość długim czasie dotarłem do dużego pomieszczenia w którym znajdowało się kilka jak nie kilkadziesiąt regałów z winami i piwami najróżniejszych roczników i pochodzenia. Zapaliłem światło i z podziwem zacząłem zwiedzanie. Przechodziłem z nieukrywanym zainteresowaniem między rocznikami od 1587 do 1776. Potem od 1890 do 2001 i wyżej. Butelki sprowadzane były z Francji, Włoch, Niemczech, Chorwacji i nie tylko. Normalnie raj, co jakiś czas na ścianie widniał jakiś napis.
- Rori mamy... co tu tak cuchnie?- Rita zawyła mi koło ucha, nie ukrywam się jej wystraszyłem i wpadłem na regał po mojej prawej.
- Jeny nie strasz! - warknąłem - Witamy w raju wszystkich pijaków. Ale zaraz zaraz... co ty tu robisz? Chyba wyraźnie powiedziałem, że masz pilnować Argony.
- Uciekła - wzruszyła beztrosko ramionami
- No nie... prosiłem cię - złapałem się za głowę - Wiesz co to oznacza? - dziewczyna pokręciła głową - Że po pierwsze zawaliłem, na całej linii, bo nikt jej nie pilnuje, a ona chodzi po mieście, gdzie na każdym kroku czają się SJEWowcy, a po drugie nawet nie wiadomo gdzie ona jest
- Z tym drugim się nie zgodzę - przerwała mi z chytrym uśmiechem
- Skro wiesz gdzie ona jest to... CO TU JESZCZE ROBISZ?! - wrzasnąłem
- Bo nie wiem. Ale ona się dowiedziała co robisz i pewnie za niedługo tu... - zasłoniłem jej usta dłonią
- Nawet nie kończ - warknąłem i podrapałem się po karku - Jak możesz zejdź mi z oczu
- Rori. Czemu tak się nią przejmujesz?
- Bo jest dla mnie ważna i...- przerwałem, bo twarz dziewczyny widocznie zmieniała się z radosnej, bo uwolniła się od Argony, na nienawistną i rządną krwi - no... Ja ten tego... jestem zajęty czy możemy przełożyć tą rozmowę na później?
- Nie będzie żadnego później. Chcę o tym rozmawiać teraz - oburzyła się
- Ale ja mam pewne rzeczy do zrobienia. Pogadamy o tym w domu
- Możemy teraz tam iść - założyła ręce na pierś - Co was łączy?
- Praca - trochę tu skłamałem... tak trochę bardzo. Bo ja ją lubię osobiście, a praca pozostaje pracą - Tylko tyle, czy możesz dać mi zająć się tym czy powinienem?
- Jasne - zmierzyła mnie z góry do dołu wzrokiem i zniknęła
Odetchnąłem z ulgą i rozejrzałem się po pustym magazynie. Zacząłem przeszukiwać każdy regał, każdą nalepkę i każdy symbol na półkach. Na kilku etażerkach widniały duże drukowane litery które po dłuższym czasie układały się w jakiś szyfr. Świetnie, znowu kody i przekombinowane kombinacje... nie mam do tego głowy przydała by tu się... a no racja. Potrząsnąłem głową i sprawdzałem dalej w ciszy i samotności. Po około półgodzinie znudziło mi się, odpaliłem papierosa i usiadłem na podłodze w rogu za jedną z biblioteczek winiarskich bawiłem się nożem wojskowym. Siedząc w zamyśleniu złapałem pierwszą z brzegu butelkę i ją otworzyłem. Zgasiłem światło i smakowałem trunek. Wino było dobre, nie za gorzkie, nie za słodkie. Wiadomo na jednej butelce się nie skończyło. Po dłuższym czasie usłyszałem skrzypnięcie otwieranych drzwiczek piwnicznych. Dźwięk normalnie tak cichy, przeszył pomieszczenie i mnie na wskroś. Zgasiłem już chyba dziesiątego papierosa, zniknąłem butelkę z 1/3 zawartości i przygotowałem nóż do ataku lub obrony. Siedziałem w kucki w rogu i chwiałem się nie mogąc utrzymać zbyt dobrze równowagi. Usłyszałem kroki i zamarłem w bezruchu, gdy osoba stanęła po drugiej stronie stojaka z alkoholem. Cicho się podniosłem, a osoba stanęła zaraz przede mną tylko, że tyłem. Punkt dla mnie. Postawiłem krok do przodu i się zamachnąłem, gdy postać się odwróciła i sprzedała mi celnego kopa w sam środek klatki piersiowej. Uleciało ze mnie powietrze i odleciałem do tyłu natykając na coś plecami. Owe coś ustąpiło pod moim ciężarem... a raczej rozsypało się w drobne drzazgi. Jak zdążyłem zrozumieć sturlałem się po schodach i nieźle poobijałem. Zatrzymałem się dopiero na twardej i zimnej ścianie. Pomieszczenie... a raczej mały pokoik był ciemny do granic możliwości.
- Cholera
Burknąłem trochę nie zrozumiale i aby wstać złapałem się półek po obu stronach klitki. Na nieszczęście były to duże, niestabilne, pełne wódki i wina i piwa kredensy. Nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć co stało się dalej. Wszystko się przechyliło, a butelki poleciały na mnie. Część się zbiła na podłodze inna część na mnie, a jeszcze inna część spadła cała i mnie przygniotła. Regały na szczęście zaparły się o siebie, bo one to chyba by mnie zabiły. Tak dla zasady
- Ałaa - zawyłem i załapałem się za rozcięcie biegnące od policzka do szyi i obojczyka - Rany za co?- ktoś zaczął schodzić po chodach, było mi wszystko jedno co się teraz zemną stanie. Schowałem głowę w rękach i po prostu czekałem.
- Ro... - usłyszałem znajomy głos, a gdy podniosłem głowę, aby spojrzeć na napastnika oślepiło mnie światło - Chłopie. Jak ty wyglądasz?! - osoba wyciągnęłam nie spod butelek i szkła za bluzę pod szyją i dopiero teraz ogarnąłem, że jest to Argona. Wepchnęła mnie po schodach i rzuciła na podłogę - Wyglądasz jak siedem nieszczęść, a pachniesz jak cała gorzelnia - przez jej gniewny głos miejscami przedzierało się zakłopotanie i lekkie zmartwienie
- Tak, no wiesz - usiadłem oparty o ścianę i wyszczerzyłem się w ogroooomnym uśmiechu. Sekundę po tym syknąłem z powodu bólu rany na policzku. Odwróciłem głowę i zrobiłem dość głupią minę
- Wstawaj - warknęła, ale zanim zdążyłem zakodować co ode mnie chce złapała mnie za bluzę na ramionach i szarpnęła do pozycji stojącej - Co ty sobie wyobrażasz?! - wrzasnęła mi do ucha, przez chwilę tępo się w nią wpatrywałem
- Jak mam być szczery to nie mam pojęcia o co ci się rozchodzi - powiedziałem lekko się chwiejąc, dziewczyna przycisnęła mnie do ściany, za co z resztą byłem jej niezmiernie wdzięczny. Tam było mi łatwiej utrzymać równowagę
- O to, że mnie zostawiłeś idioto. Po co ci to było? - mówiła przez zęby
- No bo wiesz... ostatnio ktoś dobitnie mi uświadomił, że się nie nadaję - mruknąłem i zakręciło mi się w głowie
- Znaczy kto? I do czego się niby nie nadajesz? - ciągnęła dalej nic nie rozumiejąc
- To ta wredna ruda małpa. Powiedziała, że jestem do bani ochroniarz i... - tu musiałem zrobić przerwę na pomyślenie - i że następnym razem ktoś ci zrobi kuku przy mnie. A ja tego nie chcę i to bardzo nie chcę - mruknąłem i zjechałem po ścianie
- I dlatego zamiast mi o tym powiedzieć, żebyśmy coś wymyślili to przyszedłeś tu się uchlać? - zakpiła i skrzyżowała ręce na piersi
- Nieeeeee... no może tylko troszeczkę, a-ale przyszedłem tu za wspól... wspalże... ws...
- Współrzędnymi - dokończyła, a ja kiwnąłem głową i sięgnąłem po butelkę po najbliższą butelkę - Dokończymy tą rozmowę jutro. Na TRZEŹWO i co ty robisz? - zabrała mi trunek i postawiła poza obręb mojego zasięgu
- Bede pił - mruknąłem i wyciągnąłem dłoń po wino, ale dziewczyna złapała mnie za rękę i odciągnęła ją
- Tobie już wystarczy - westchnęła i usiadła koło mnie - Daj mi jakąś apteczkę i wymyśl materac poduszkę i koc - spojrzałem na nią nic nierozumiejącym i głupkowatym wzrokiem - Rori. Skup się. Apteczka. Materac. Poduszka. Koc. - powtórzyła spokojnie, a ja pokiwałem powoli głową, po kilku nie udanych próbach gdzie zamiast apteczki pojawiła się kura, a zamiast materaca zestaw zastawy stołowej wreszcie w pomieszczeniu znalazło się wszystko o co prosiła dziewczyna - A teraz choć połóż się - pokierowała mnie za łokieć i posadziła na łóżku - Będzie szczypało - powiedziała i przystąpiła do dzieła. Zaczęła mi obmywać rozcięcie i te sprawy. Po wszystkim popchnęła mnie i przykryła kocem po same uszy na co odpowiedziałem nieopanowanym rechotem - No już, spać.
- Do-dobranoc Argo - uśmiechnąłem się odkrywając sobie twarz i po ostatnim wysiłku jaki przysporzyło mi wymyślenie jeszcze jednego materaca cieplutkiej grubej kołdry i wygodniej podusi usnąłem prawie natychmiastowo.
(Argona? ^ ^)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz