Ledwo wyszłam z mieszkania, a moje ramiona owiał lodowaty i ostry wiatr. Zakrztusiłam się lekko zanieczyszczonym powietrzem, po czym spojrzałam w górę, na zachodzące słońce.
- Odpowiednia pora na małą robotę - pomyślałam ruszając w kierunku bardziej ruchliwych ulic miasta.
Zawsze o tej godzinie panował tam względny gwar i tłok, czyli doskonała okazja, by powyciągać portfele niektórym nieuważnym przechodniom. Czasami fascynowała mnie ich głupota. Bo w końcu jak można spacerować sobie po tak ruchliwej ulicy z odpiętą torebką, czy też plecakiem? Pamiętam pewną sytuację, w której jakiś bogaty pijaczyna wręczył mi gruby pliczek banknotów, myśląc że go potrzymam i z nim nie zwieję... Cóż koniec tej historii zdaje się oczywisty, prawda?
- O okazja... -mruknęłam pod nosem widząc gęsty tłum studentów przechadzających się główną aleją. Pobiegłam w ich kierunku, udając, że strasznie się śpieszę. Tak naprawdę trącając się o nich wyciągałam z ich kieszeni po kolei chude portfeliki. Biedacy nawet się nie zorientowali...
Skręciłam gwałtownie w jedną z bocznych uliczek, a następnie w jeszcze parę.
- Pamiętaj najważniejsza jest cierpliwość! - ostrzegłam siebie w myślach. Już spokojnie idąc weszłam do przypadkowej bramy, a upewniwszy się, że nikogo w pobliżu nie ma wyjęłam po kolei banknoty z portfeli.
- 5, 10, 20? Za to chcecie się napić? - zapytałam ze śmiechem kręcąc głową z niedowierzania. W ostatnim fancie jednak czekała mnie miła niespodzianka. - Uuu 300? Wiadomo, kto miał dziś stawiać...
Schowałam grubsze pieniądze po równo do obu skarpetek, a resztę do kieszeni, następnie wrzuciłam niepotrzebne już portfele do kosza (pozbywając się tym samym dowodów) i ruszyłam dalej podśpiewując pod nosem.
- A może tutaj? - zapytałam z uśmiechem samą siebie patrząc na świetlisty neon kasyna.
(Yasui?)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz