7 stycznia 2016

Od Somniatisa cd. Tiffany

  Somiatis skoczył na ogiera i uderzyłem piętami w jego boki. Wydrwigrosz zarżał i wierzgną, jednak mężczyzna pogłaskał go uspokajająco. Czuł na sobie drwiące spojrzenie Tytani, jednak kompletnie nie zwracał na nie uwagi. Sprawnie poprowadził konia do wyjścia. Wierzchowiec Tiffany przebierał niecierpliwie kopytami.
- Twoja kreatura będzie wlokła się wieki - powiedziała. - Pojedziemy przodem.
- Tylko nie oddalajcie się za bardzo, bo się zgubicie - poprosił mężczyzna.
- Jasne, jasne. - Dziewczyna spięła konia i pogalopowała przez równinę.
  Czarnowłosy skinął rudzielcowi na pożegnanie i luźno pokłusował za towarzyszką. Gruby koń nie poruszał się szybko, niemniej truchtał miarowo, równo, podczas, gdy wielki bęben kołysał się na boki.
- Pewnie mi nie powiesz, kim był ten chłopak - Somniatis poklepał wierzchowca po szyi. Ten potrząsnął grzywą w odpowiedzi i parsknął.
- To jakiś najemnik. Tryton... to znaczy Tristan ostatnio źle się czuje.
Mężczyzna zmarszczył brwi. Widział niezwykłą inteligencje konia, ale nie spodziewał się, że...
- Wszystko było lepiej, zanim się spieprzyło - mruknął. Nie uwierzysz, ale kiedyś byłem pięknym, śnieżnobiałym rumakiem z piany morskiej. Teraz jestem tylko cieniem samego siebie.
- Faktycznie - przyznał Somniatis. - Twoja barwa zbladła, obrosłeś mchem.
- I tłuszem - dodał ponuro wierzchowiec.
- Tego nie powiedziałem. Zaraz, zaraz... Tryton? Czy to nie był syn Posejdona? - Do mężczyzny zaczęło coś powoli docierać, kolejne elementy układały się w logiczny obraz.
- Owszem. Pracują na tej farmie. Tak jak ja... - przyznał koń. - Kiedyś było nas więcej, jednak większość z nas sprzedali, by zatrzymać gospodarstwo.
- Musimy dogonić Tiffany - zadecydował mężczyzna. - Dasz radę biec szybciej.
- No way, za ciężki jestem.
  Czarnowłosy przyłożył dłoń do grzbietu wierzchowca i pozwolił pieczęciom ogarnąć całego ogiera. Ten parsknął nerwowo i wierzgnął, na chwilę wytrącając Atisa z równowagi, jednak ten szybko przywrócił harmonię. Już po chwili wszelkie ślady życia w stajni i obrastania w kurz zniknęły, ustępując czystej bieli.
  Rumak gnał, tętniąc kopytami o ziemię. Zdziwiony i uradowany zarazem.
- Co zrobiłeś?! - spytał radośnie. - Mój stan odzwierciedlał przecież stan mojego pana, jak ci się to udało?!
- To nie był trudny czar, a teraz wio! Musimy dogonić moją podopieczną!
(Tytanio?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz