Staliśmy tak ciężko oddychając, choć walka nie była specjalnie długa to, jednak oboje byliśmy wyczerpani. Ta porażka nieco wpłynęła na moje ego, jednak starałem się nie okazywać, że jestem zły sam na siebie. No, ale jednak trzeba była przyznać, ze Ashura była naprawdę dobra. Nie zmieniało to, jednak faktu, że przegrałem, bo popełniłem taki głupi błąd...
Halo, Vincent to była tylko zabawa, nie poważny pojedynek, nie przejmuj się. Starałem się tak przekonać, ale podświadomość mówiła mi coś zupełnie innego.
- Mogę iść do kuchni nalać sobie jeszcze szklankę wody, czy trzymasz tam jakieś jadowite węże albo coś w tym stylu?
- Jadowitych węży może nie, ale są tam o wiele gorsze rzeczy - odparła z uśmiechem.
- Co może być gorsze od jadowitych węży? - wzdrygnąłem się.
- Boisz się? - zauważyła moją reakcję i nie kryła się z tym, że ją to bawi.
- Nie, po prostu mam silny instynkt przetrwania.
- To może lepiej będzie jeśli pójdę tam z tobą, bo w sumie sama bym się jeszcze napiła.
Zaczęła mnie prowadzić do kuchni, gdzie jednak nie było nic strasznego poza zlewem pełnym brudnych naczyń i mnóstwem opakowań po różnego rodzaju produktach spożywczych.
- No, jedna nie jest aż tak źle. Może nawet uda mi się przeżyć wizytę w twoim domu - zaśmiałem się.
- Nie byłabym taka pewna - odparła dziewczyna z uśmiechem.
- Mam się bać?
(Ashura? Chyba nie umiem w pisanie o niczym. ;-;)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz