19 stycznia 2016

Od Lorema cd. Anthony'ego

  Przez chwilę przyglądam się skrzatowi. Połowa. W jego słowach zdaje się pobrzmiewać groźba. Opuszczam ręce i sięgam do torby. Wyjmuję dwa pączki i kiwam głową dzieciakowi. Opieram się o półkę z książkami i patrząc gdzieś w okolice sufitu zaczynam powoli jeść. Białowłosy opiera się koło mnie.Jego głowa jest gdzieś na wysokości mojego brzucha. Spoglądam na niego z ukosa. W godnym podziwu tempie pączki znikają w jego paszczy. Gdy skończył, ja dopiero zaczynałem drugiego pączka. Jego pogodna mordka cała była w kawałkach słodycza. Uśmiechnąłem się przelotnie. Skrzat wytarł usta rękawem, wyraźnie z siebie zadowolony. Moja zmiana właśnie dobiegła końca, jednak nie poruszyłem się z miejsca. Powoli kończyłem jedzenie pączka.
- Lorem Impsum - powiedziałem w przestrzeń, a chłopak podniósł na mnie głowę.
  Odkaszlnąłem i uciekłem wzrokiem. Skrzat chyba zrozumiał sugestię, bo uśmiechnął się promiennie i wyciągnął do mnie rękę.
- Anthony Aleksander Melchizedek Branch - przedstawił się. Chwyciłem wyciągniętą rękę i uścisnąłem lekko, jednak dzieciakowi to nie wystarczyło. Moja ręka została niemal wyrwana z barku przez jego radosne potrząśnięcie nią. Gdy wreszcie odzyskałem władzę nad nią musiałem nieco rozmasować ramię.
  Po czym bez słowa wyszedłem. Nasze spotkania przypominały nieco oswajanie dzikiego zwierzątka. Tylko pytanie: był nim on czy ja? W moim apartamencie nigdy nie ma nic do roboty. Mogłem skończyć to opowiadanie. Mogłem, a owszem. Jednak nie miałem na nie jakoś weny. Żadne teksty nie przychodziły mi do głowy, nie miałem czasu, by posłuchać ludzi. Usiadłem na wysokim stołku przed barem i nalałem sobie szklankę rosołu. Tempo wpatrywałem się w ścianę, po przeciwnej stronie pomieszczenia. Jutro ja przyniosę pączki.
***
  Gdy przekroczyłem prób biblioteki z pokaźną papierową torbą nawet Jinny spojrzała na mnie dziwnie. Choć przecież już wcześniej uważała mnie za kompletnego świra. Udałem się na zaplecze i położyłem paczuszkę w kącie. Wziąłem się do pracy bacząc, by przybycie Anthony'ego mnie nie zaskoczyło. Wykonywałem swoje zadania w milczeniu.
  Kilka godzin później radosny dzwoneczek zaśpiewał na powitanie jedynej osoby, która potrafiła go wprawić w taką ekstazę. Udałem się na zaplecze, by zabrać stamtąd torbę. Gdy ją podnosiłem na zapleczu pojawił się Skrzat. On również trzymał taką samą torbę. Z tym że wydawała się większa, zważywszy na to, że miała powierzchnię 1/4 jego ciała. 
(Anthony? Pączki <3 To jest fabuła! xD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz