- Co ci powiedziało? - zapytałam przyglądając się uważnie szczeniakowi.
- Chodź, zobaczysz! - rzucił i odbiegł w stronę lasu.
Nie pozostało mi nic innego, niż tylko spojrzeć ostatni raz na smutną mogiłę i pognać za Mordimerem.
Kiedy nasza trójka wbiegła do lasu zaczął padać deszcz. Niezbyt dobra wróżba.
Zwolniliśmy tempo.
- To gdzieś... tutaj! - krzyknął szczeniak i wskazał na mały, biały posążek.
- Więc to do ciebie mówiło? - zapytał z niedowierzaniem Iverno.
W pewnej chwili usłyszałam pieśń. Rozejrzałam się.
- Słyszycie to? - Zapytałam.
Obaj spojrzeli na mnie zdziwieni. Iverno zaczął ruszać ustami, ale nie słyszałam już jego słów. Zapadłam w trans. Niebiańska piosenka wciąż brzmiała, choć teraz słyszałam ją wyraźniej. Była ukojeniem dla mojej duszy, zapomniałam o wszystkich problemach i troskach. Ponownie się rozejrzałam. Zamiast posążka pojawił się upadły anioł.
To on śpiewał. Przyciągał mnie do siebie. Nigdy nie słyszałam piękniejszego śpiewu.
- Nikt nie ma prawa cię skrzywdzić, każdy zostanie potępiony. Jesteś tylko wspaniałą, wyjątkową cząstką planu jedynego, prawdziwego boga. Chwyć mnie za rękę, pozbądź się trosk. Będziesz tym, kim być chcesz. Nie zaznasz ograniczeń. Więc chodź! To twoja szansa! - głosiły jego słowa.
Melodia przenikała mnie dogłębnie, sączyło się z niej pozorne dobro, obiecująca prawda. Wdarła się do każdego zakamarka mojego umysłu. Żyłam pieśnią, nic więcej się nie liczyło.
(Iverno? Mordimer?)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz