8 czerwca 2014

Od Iverno do Zorrie

(c.d. tego)
Iverno obszedł spokojnie, budzącą się Zorrie. 
- Teoretycznie powinienem dać radę. - stwierdził, oglądając łapę z miną znawcy. 
- Jesteś pewny? - zapytał Mordimer łamiącym się głosikiem.
Iv spojrzał na szczeniaka.
- Nie...
Po chwili spostrzegł, że Zorrie jest przytomna.
- Nie martw się kochana, wszystko będzie dobrze. - powiedział, zmieniając nagle postać.
Na miejscu wilka stał teraz Mroczny elf z poważną miną. Zaczął powoli przygotowywać zaklęcie mające odbudować brakującą kończynę. W tej formie nie mógł jednak przebywać zbyt długo. Czas był cenny, a tylko tak dysponował wystarczającą mocą, aby pomóc. Potem miał zamiar odpowiednio ją potraktować za tak niesamowicie głupie zachowanie. Nie wyobrażał sobie bowiem dlaczego ktoś chciałby skoczyć z klifu? Nie dochodziło do niego, że to właściwie też jego wina. 
- Nie ruszaj się teraz bo wszystko zepsujesz. - powiedział zdenerwowany.
Położył dłonie na obwiązanej bandażem łapie. Z palców trysnęły iskry sprawiając mu ból. Nie zwracał jednak na nie uwagi. Liczyła się tylko ta chwila i misja. Zaklinanie trwało dłużej niż oczekiwał. W pewnym momencie coś zaczęło się dziać. Z kikuta wyrosła nowa kość, szybko obrosła mięśniami i żyłami, aby na końcu pokryć się skórą i delikatnym meszkiem futra. Gdy skończył, krzyknął i oderwał poparzone dłonie. W kilka sekund wrócił do dawnej postaci. Był jednak zbyt zmęczony na stanie o własnych siłach. Spojrzał na przyglądających się gości. Był rozdrażniony bardziej niż zwykle. Strasznie nie lubił gdy ktoś widział w nim słabość. 
- Zostawcie mnie, muszę odpocząć. - warknął tylko, odwracając głowę.
(Zorrie?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz