2 czerwca 2014

Od Shailene do Mordimera

(c.d. tego )

Jak co wieczór przechadzałam się po lesie. Pod moimi łapami trzeszczały łamane gałązki i gniecione liście. Nagle z krzaków wypadł na mnie wilk, szczeniak. Był o wiele mniejszy ode mnie, miał czarne futro a na nim lekko świecące znaki, był wychudzony. Zapewne nie umiał polować.
-Uważaj... -powiedziałam odzyskując równowagę- Jak się nazywasz? -zapytałam po chwili dodając- Ja mam na imię Shailene...
-Mordimer- odpowiedział niepewnie -Masz jedzenie? -dodał łamiącym się głosem a z jego oka pociekła łza, był tak chudy, jakby nie jadł przez dobry miesiąc.
-Nie mam jedzenia, ale chodź... -odpowiedziałam i ruszyłam w stronę leśnej polany gdzie zazwyczaj spały i pasły się sarny i jelenie.
-Gdzie idziesz? -zapytał szczeniak i ruszył kołysząc się za mną.
-Po jedzenie. -rzekłam i przywołałam łuk. Byliśmy już na miejscu więc obeszłam polanę dookoła i znalazłam najbardziej odosobnioną sarnę, stanęłam w odległości pięciu metrów od niej i powiedziałam cicho "przepraszam". Choć wiedziałam, że zginie szybko i bezboleśnie, to jednak łapy mi się trzęsły. Napięłam cięciwę Patronusa i wycelowałam w serce zwierzęcia. Puściłam. Z mojego oka popłynęła łza. Największy ból zadawało mi zabijanie niewinnych zwierząt. Prawie wcale nie jadłam mięsa. Napychałam się owocami i warzywami, to mi wystarczało. Sarenka nawet nie poczuła, że już nie żyje. Podeszłam do niej i odmówiłam krótką "modlitwę", po raz kolejny powiedziałam "przepraszam" i spojrzałam na Mordimera.
-Chodź - rzekłam widząc jego niepewność, a on ruszył w stronę zwierzęcia i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem -Ja nie jadam mięsa -mówiąc to ruszyłam w stronę zarośli, tak by mieć oko na szczeniaka. Skoro nie umiał upolować sarny, to raczej nie dał by sobie rady z demorusem lub czymś gorszym. Przysiadłam na kamieniu i wpatrywałam się w niewidoczny punkt przed sobą.

(Mordimer? Smakowało? ^^ )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz